Wywiad z Gwiazdą: Lenny Kravitz – Bóg jest dla mnie najważniejszy!
Lenny Kravitz – amerykański muzyk, któy łączy rock, pop i funk. Jest muzycznym samoukiem. Jego wzore muzyczne to m.in. John Lennon, Jimi Hendrix, Stevie Wonder, Curtis Mayfield.
Lenny Kravitz – amerykański muzyk, któy łączy rock, pop i funk. Jest muzycznym samoukiem. Jego wzore muzyczne to m.in. John Lennon, Jimi Hendrix, Stevie Wonder, Curtis Mayfield. Wokalista, basista, perkusista, gitarzysta a także autor tekstów i kompozytor, producent. Swoje dzieciństwo spędził głównie na Manhattanie i Brooklynie w towarzystwie Milesa Davisa, Counta Basiego, Elli Fitzgerald oraz Duke’a Ellingtona.
Na nowej płycie Black&White America jest wiele ciekawych pomysłów muzycznych. Zastanawiam się, czy coś ogranicza takiego artystę jak Ty?
– Dla mnie nie ma żadnych ograniczeń. Moim celem jest ciągły rozwój. Uwielbiam ten stan twórczego napięcia. Mam jeszcze bardzo dużo do zrobienia, podoba mi się tyle różnych gatunków muzycznych, jest tyle różnych mediów. Dla mnie nie ma limitu.
Twoja wyobraźnia jest ponad to?
– O tak, od strony twórczej nadal toczy mnie wielki głód.
Miło to słyszeć. W swoich utworach śpiewasz o miłości, pokoju, szczęściu. Niestety, na świecie jest tyle wojny, korupcji i kłamstwa. Jak się z tym czujesz?
– Cóż, jest jak jest. Jest tak, jak niektórzy ludzie zdecydowali. To nie jest mój sposób na życie, to nie jest to, w co ja wierzę. Ja wybieram opcję bycia optymistą. Reprezentuję to, w co wierzę, pokazuję w życiu codziennym to, co mam w sobie.
A czy Twoje serce nie krwawi widząc, jak muzyka straciła na sile przekazu, jaką miała kiedyś?
– Tak, to się zmieniło. Zmienił się styl życia, a muzyka jest tego składnikiem. Uważam, że trzeba robić to, co się robi.
A co powiesz na temat swojej duchowości. W utworze Dream śpiewasz, że znalazłeś w życiu nową drogę, śpiewasz o Bogu…
– Cóż, Bóg jest dla mnie bardzo ważny, Bóg jest dla mnie najważniejszy.
Jak rozumiesz Boga?
– Kiedy byłem jeszcze dzieckiem, czułem Go w sobie. No wiesz, miałem naprawdę w wieku 13 lat piękne spotkanie z Bogiem, z Chrystusem. To było w pokoju, poczułem obecność Boga, przyszedł do mnie. Wiem dobrze, że był wtedy ze mną, czułem Jego obecność. Popłakałem się, to było bardzo emocjonalne, bardzo piękne, pojawił się tam zupełnie niespodziewanie. Znasz moje płyty i wiesz, że pierwsza na nich była piosenkaLet Love Rule. Zawsze promowałem miłość i pozytywne nastawienie i 22 lata później nadal mówię o tym samym.
A co wpłynęło na niedawną zmianę Twojego mocno hedonistycznego stylu życia?
– Na tej płycie ten Twój dawny styl wyśmiewasz w piosence Rock Star City Life... No cóż, mam w sobie jakby dwie osoby. Lubię kontrasty. Jest mi bardzo dobrze w getcie i jest mi bardzo dobrze w pałacu. Natomiast nie bardzo podoba mi przepaść między tymi światami. Nagrywając tę płytę postanowiłem zamieszkać w przyczepie na Bahama, z dala od ludzi. Miałem ogród i morze, prowadziłem zwyczajną egzystencję i to był najlepszy kawałek mojego życia. To słychać na tej płycie.
Zawsze jesteś znakomicie ubrany, wystylizowany. Co powiesz na temat swojej pracy jako designer, co teraz projektujesz?
– Projektowaniem zajmuję się od wielu, wielu lat. Moja firma Kravitz Design robi bardzo dużo projektów wnętrz i produktów. Idzie nam znakomicie. Teraz buduję budynek w Miami, to będzie wieżowiec na plaży.
Wieżowiec?
– No wiesz, jak na Miami to wieżowiec, bo ma 48 pięter. Współpracuję też z Philllipem Starckiem przy jego hotelu, a dokładnie chodzi o ostatnie piętro i apartament prezydencki. Zajmuję się także projektami dotyczącymi między innymi oświetlenia, robię również kilka rzeczy dla firmy Swarovski. Uwielbiam tę pracę. Uwielbiam ją tak bardzo jak muzykę.
Zastanawia mnie skąd bierzesz na to energię, bo pracujesz chyba 24/7?
– Mam ją w sobie i nie wiem, co z nią zrobić. To przychodzi do mnie non-stop, ta chęć tworzenia.
Coś niesamowitego, zastanawiam się jak Lenny Kravitz na scenie różni się od Lenniego, z którym rozmawiam teraz?
– Lenny na scenie to ta sama osoba, z którą rozmawiasz, na scenie jest tylko jej inny wymiar. To jest część mojej osobowości. Nie staję się na scenie kimś innym. Jestem sobą i robię to, co robię.
Widziałem film Precious, gdzie zagrałeś małą rolę pielęgniarza Johna. Teraz zagrałeś dużą role stylisty w filmie The Hunger Games. Co powiesz o swoim aktorskim rozwoju?
– Wiadomo, że czym dłużej coś się robi, tym jest się w tym lepszym. Pamiętaj, że ja byłem aktorem jako dziecko, zanim poświęciłem się totalnie muzyce. Dobrze było powrócić do aktorstwa i teraz mam na koncie te dwa filmy.
A co zaciekawiło Cię w tej roli w The Hunger Games?
– To jest ciekawa historia świata w przyszłości, gdzie nie ma już żadnego rządu, jest za to walka o władzę i przetrwanie. Praca z reżyserem Garym Rossem była czymś wspaniałym, nauczyłem się od niego bardzo dużo. No i do tego pracowałem z Jennifer Lawrence, niesamowitą aktorką, miałem z nią większość moich scen. Ona jest fenomenalna.
Wielu aktorów twierdzi, że granie to głównie czekanie na gotowy plan. Co Ty na to?
– Nie, nie dla mnie. Kręciłem scenę, wracałem do garderoby, to tyle. Robiłem, co do mnie należało. Muzyka jest zawsze o mnie, to ja ją piszę, wykonuję, aranżuję, produkuję. Pozwalam sobie na wszystko i to jest świetne. W aktorstwie natomiast nie jestem sobą, tylko niejako wykonuję usługę dla reżysera. To nie ma nic wspólnego ze mną i mnie się to podoba.
Wspomniałeś o przyszłości i rządach. Jak oceniasz ruch Okupacja Wall Street i co sądzisz o dominacji banków w naszym życiu?
– Mamy teraz wielki bałagan. To nie tylko Ameryka, ale także Europa – Włochy, Grecja, dosłownie w każdym kraju. Polska radzi sobie całkiem nieźle.
Dziękuję. Jeszcze słowo o Twojej biżuterii. Skąd bierzesz tyle pięknego srebra i innych rzeczy?
– To wynik moich podróży, wszystko jest z podróży.
Dziękuję za rozmowę.
Dziękuję, bracie.
Rozmawiał: Roman Rogowiecki
Tekst pochodzi z portalu www.planetakobiet.com.pl