Wielka rola „współrozwodzących”

Ostatnia Wasza konkursowa wypowiedź na temat rozwodu.  Ponieważ jest napisana z zupełnie innej perspektywy, męskiej oraz towarzysza osoby rozwodzącej się – warto ją przeczytać. Praca jest obszerna – postanowiliśmy ją potraktować jako odrębny artykuł. 

Zajawkę o konkursie z okazji premiery książki ?Gratulacje z okazji rozwodu! Jak znaleźć szczęście na nowej drodze życia?? autorstwa A. Botwinick znalazłem na jednym z popularnych portali społecznościowych. Najpierw zapoznałem się z opisem lektury na stronie internetowej jej wydawnictwa, które cenię i któremu ufam.
Choć nie rozwodzę się, bo by spełnić kryterium niezbędne do rozwodu, trzeba pierw dokonać aktu małżeństwa, to jednak problematyka ta jest mi obecnie szalenie bliska. Jestem bowiem ? jak sam to nazywam – ?współrozwodzącym?. Precyzując: czynnie wspieram jedną z osób, która postanowiła odejść z małżeństwa i rozpocząć nowe życie. Termin ?współrozwodzący? jest dla mnie parafrazą funkcjonującego w psychologii pojęcia ?współuzależnieni?, odnoszącego się do osób będących w stałych związkach z osobami uzależnionymi. Na sformułowanie takiego stanowiska pozwoliła mi empiria przypadku dla mnie bliskiego z powodu poznania.

I choć konkurs skierowany jest do kobiet, którą również nie jestem, to biorę w nim również z powodu autoterapeutycznych. >>Katharsis<< to nie tylko pozwoli mi wyrzucić z siebie wnioski i spostrzeżenia, ale i mogą być wskazówką dla innych ?współrozwodzących? jak pomagać rozwodzącej się bliskiej osobie. Dotyczy to zarówno rodziców, czy też dzieci rozwodzących się, ale też i ich przyjaciół, a nawet nowych partnerów.

konkurs-rozwod

Mimo iż nadwyrężam kryteria konkursu, chcę opowiedzieć jak najlepiej pomagać osobom, które zdecydowały się, by ?wyrokiem w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej? ich małżeństwo stało się przeszłością. To także oparta na doświadczeniu historia, z której płyną oczywiste wnioski, że warto walczyć o siebie i co należy zrobić, by po podjęciu decyzji, zamiast walczyć z kosztami psychologicznymi, w tym wyrzutami sumienia, dalej walczyć o siebie. W przypadku znalezienia się w gronie finałowej trójki i wygrania najnowszej pozycji książkowej A. Botwinick, ofiaruję ją kobiecie, którą wspieram od początku nie tylko jej procesu rozwodowego, ale i pojawienia się myśli o rozpoczęciu nowego, wspaniałego życia.

Opis przypadku

                Julia* przed mężczyzną, z którym zawarła następnie związek małżeński miała wcześniej tylko jednego partnera. Była wtedy nastolatką, a relacja z chłopakiem nie przetrwałą długo. Będąc niewiele starszą, bo mając 16 lat poznała swojego przyszłego męża. Szybko się związali, choć nie podobało się to jej mamie. Dawid był starszy od niej o 3 lata i pochodził z rodziny, której nie można było uznać za przykładną i wzorcową. Ale Julka robiła na przekór mamie. Nie tylko nie przestała się z nim spotykać, ale po zdaniu matury przeprowadziła się wraz z nim do stolicy województwa, w którym mieszkali. Dziewczyna rozpoczęła pracę na kierowniczym stanowisku i studia. Chłopak dostał kontrakt w wojsku.

              Gdy Julia miała 22 lata wzięli ślub cywilny, co umożliwiło im zaciągnięcie kredytu hipotecznego i kupno własnego mieszkania. Mieszkanie było piękne, lecz coraz mniej pięknie się w nim działo. Pierwszy raz pobił ją na dwa tygodnie przed ślubem, po tym, gdy usłyszał, że narzeczona jego przyjaciela zostawiła go na kilka dni przed ślubem. Dawid bijąc gdzie popadnie Julię, ciągając za włosy po podłodze i dusząc chciał ?profilaktycznie? zapobiec temu, co zdarzyło się jego kompanowi. Przemoc fizyczna zdarzyła się i ponownie, już po złożeniu przysięgi małżeńskiej. Była i ta psychiczna. Mężczyzna na bieżąco monitorował w Internecie połączenia i SMS-y wychodzące z telefonu swojej żony. Przeglądał jej skrzynkę mailową, logował się na jej profile w portalach społecznościowych. Nachodził ją w pracy, z zegarkiem w ręku odliczał czas powrotu z pracy do domu. Nie był zadowolony, gdy ona spotykała się ze znajomymi, w tym z koleżankami i kolegami z pracy na zwyczajowych imprezach pracowniczych. Na jedną z takich wpadł i bez powodu zabrał ją do domu. Po innych urządzał jej awantury w zaciszu domowym.

               Coraz bardziej ograniczał jej możliwość kontaktu z mamą, jeździli do niej co raz rzadziej, a ich rozmowom telefonicznym przysłuchiwał się dokładnie, instruując dziewczynę na przyszłość czego mówić nie powinna. Zakazanych tematów było więcej, niż dopuszczonych do podjęcia. To także on decydował do której godziny oglądają telewizję. Jeśli uznał, że chce spać, wyłączał odbiornik mimo że Julka chciała oglądać jakiś film czy program. Nie raz zdarzało mu się rzucać talerzami. Rzucane były też wyzwiska w stronę żony. Przeszkadzało mu, że ona zarabia więcej od niego oraz to, że po godzinach pracy odbiera telefony z firmy, czy że pracuje na zmiany. Atmosfera w domu robiła się nie do zniesienia.

         Julka wracając zastanawiała się jaki humor ma jej mąż i czy w spokoju czy w nerwach zje tego dnia obiad. Nigdzie nie wychodzili, z nikim się nie spotykali. Chciał ją mieć w domu w zasięgu swego wzroku. Już po roku od ślubu spali osobno. Ustało pozytywne uczucie, okazywanie zdrowej miłości (miejsce tej zastąpiła nieuzasadniona zazdrość). Zresztą uzewnętrzniania miłości tam nie było. Dawid nie był skory do czułości względem swej ślubnej. Nie w jego stylu było całowanie, dotykanie jej ciała, przytulanie. Nie traktował jej jak najbardziej wyjątkowej kobiety na świecie. Ale i sam nie przepadał, gdy ona wtulała się w niego. Wystarczyło, że prasowała mu koszule i poprawiała prace semestralne, gdy i on postanowił kształcić się dalej. Nie prawił jej czułych słówek. Julia przywykła do tego, że romantyczne kolacje przy świecach, wyjścia do restauracji, kwiaty bez okazji, prezenty czy spontaniczne niespodzianki zdarzają się z woli mężczyzny tylko w filmach. Przyzwyczaiła się. Materialnie miała wszystko. Uczuciowo i emocjonalnie nie znała niczego innego. Nie miała wzorca. Była tylko ona, Dawid, dom i praca, a co dwa tygodnie zajęcia na uczelni. Tylko praca i studia dawały jej pewien azyl, oderwanie od codzienności, która nijak pozytywnie się nie zmieniała. I to właśnie studia zmieniły jej rozumowanie. To na nich rozpoczęły się głębokie zmiany, głównie w sposobie myślenia i czucia.

         Gdy Julia ukończyła studia licencjackie, postanowiła kontynuować je na magisterskich. Pierwszy rok nie zapowiadał tego, co wydarzyć ma się w drugim, ostatnim. Pawła znała z widzenia, może raz siedzieli razem w ławce, ze dwa z sobą rozmawiali. On do grupy dołączył dopiero na etapie magisterskim. Znany był z pewności siebie, odwagi w wypowiadaniu swoich poglądów, a nawet polemiki z profesorami. Ale najbardziej cechowało go poczucie humoru, kontaktowość z koleżankami i kolegami z roku oraz zdolności organizacyjne do inicjowania spotkań po zajęciach. Julia na te spotkania nie chodziła, bo nie mogła. W pierwszym roku magisterki była tylko raz ? na zakończenie roku i to tylko dlatego, że zajęcia skończyły się szybciej i Dawid myślał, że jest jeszcze na uczelni. Po przerwie wakacyjnej widząc Pawła bardzo radośnie go przywitała. Dużo rozmawiali przy pierwszym spotkaniu. Do zrobienia pracy semestralnej zgłosili się razem, jeszcze z jedną z koleżanek. Kontakty Julki i Pawła stawały się coraz częstsze. Pretekstem były sprawy uczelniane, lecz szybko tematy schodziły na inne. Jakikolwiek temat by poruszyli, rozmawiało im się fantastycznie. Od literatury po potrawy do poglądów na świat. Wyjątkowo się zgadzali. Odkryli pokrewieństwo dusz. Niebezpiecznie szybko podążało to w stronę silnie emocjonalną i uczuciową. Oboje potrzebowali wymiany maili, SMS-ów i telefonów, choć te dwie ostatnie formy komunikacji dla Julii oznaczały pytania w domu i narastające nieprzyjemności.

TA decyzja

                    Julię z Dawida nie łączyło już nic prócz wspólnego gospodarstwa domowego, szarej codzienności. U Pawła znajdowała zrozumienie, zainteresowanie jej osobą, szacunek, szarmanckość. Doceniał jej kobiecość, ale i osobowość. Szczegółowy opis zarówno okresu małżeństwa Julii i Dawida, jak i przeobrażania się relacji Julii i Pawła w romans i miłość zakrawa na element książki, a nie prezentacji w celach zrozumienia przypadku dla analizy rozwodu, jako rozpoczęcia nowego życia.

                 Niemniej jednak, nadmienić należy, iż związek uczuciowy dziewczyny i Pawła przechodził wiele prób i doświadczeń. Od wyjazdów służbowych Julii, na które jeździli oboje po trzykrotne kończenie relacji. Zawsze tyczyło się to wyrzutów sumienia dziewczyny, która uważała, że nie może wziąć rozwodu z mężem, zostawić go samego. Nie może zrobić mu ?tego?, nie ma na to sił. W połowie roku Jula, której znów groziło pobicie, a wyzwiska, jakimi obdarzył ją jej własny mąż były najgorsze z możliwych. Miała już dość. Podjęła decyzję o odejściu od męża, któremu dała już wiele szans, w tym kilka ?ostatnich prób?. Wyprowadziła się. Wynajęli mieszkanie z Pawłem. W przeprowadzce pomagała jej mama i przyjaciółka. Mama miała wiedzę, że jej córka zamieszka z przyjaciółką. Nikt nic nie wiedział o Pawle.

                    Droga do rozwodu

                       Pierwsze dni po przeprowadzce, a właściwie po rozpoczęciu nowego życia Julia przepłakała. Ubolewała nad tym, że w tak młodym wieku kończy małżeństwo, zamiast dać mu dowód w postaci dziecka. Mówiła, że rozwód to obok śmierci i utraty pracy najbardziej negatywnie oddziałujące na człowieka zdarzenie.

                  Paweł zabrał ją na tydzień w góry. Tam odżyła, nabrała mocy. Po powrocie niezbędne okazało się wsparcie nielicznej garstki znajomych. Wystarczyły dwie koleżanki, które znały całą prawdę. Dopomogły rozmowy poprzez Internet ze znajomymi, którzy, choć nie znali prawdy o obecnym życiu Juli, to utwierdzali ją w przekonaniu, że dobrze zrobiła odchodząc z domu, w którym dominowała przemoc i niewola.

            Było jej to potrzebne. Bo dopadały ją złe myśli, że odchodząc skrzywdziła męża. Że ona ma teraz Pawła, a on sam jest w pustym domu. Mówiła, że czuje się winna jego krzywdy, że szkoda jej jego, że czuje odpowiedzialność za niego. Tego typu myśli potęgowały. Wszystko za sprawą telefonów i SMS-ów, które Dawid z coraz większym natężeniem ją obdarowywał. Obwiniał ją o wszystko, przerzucał winę za rozpad małżeństwa. Nachodził też w pracy. Dziewczyna coraz bardziej źle się czuła z myślami. SMS-y i maile, które dostawała od Dawida ją przygniatały. Tylko w pracy potrafiła przez osiem godzin skupić się na zadaniach i nie myśleć o życiu prywatnym (o ile mąż nie postanowił ją w niej odwiedzić). Po pracy, choć miała wspierającego ją Pawła nie zawsze potrafiła skupić się na tym, by rzeczywiście żyć nowym życiem. Zadręczała się również i tym, że tkwi w nielegalnym związku z nim, o którym prawie nikt nie wie, na czele z jej mamą.

             Choć wyprowadzając się od męża to ona zapowiedziała złożenie pozwu o rozwód, zwlekała z tym. Po miesiącu czasu od wyprowadzki taki pozew złożył Dawid. Powiadomił ją o tym. Jednocześnie nie ustawał w pytaniach jak mogła ?odejść z domu, w którym miała wszystko i na który tak ciężko pracowała?. Julia pytana mówiła, że to, co pisze Dawid na nią nie działa. Tylko tak mówiła. Brało to bardzo do siebie. Miała poczucie winy. Zaczęła mówić, że nie zrobiła wszystkiego, by naprawić małżeństwo, choć wiedziała, że dała jemu kilkanaście szans.

           Doszło do tego stopnia, że to Julia nie tylko zaczęła odpisywać i odbierać telefony od męża, ale i sama inicjować kontakt, także bezpośredni. Oszukiwała przy tym nowego partnera. Prowadziła regularne podwójne życie. Czuła się coraz gorzej. To był wysoki koszt psychologiczny. W pewnym momencie miała wszystkiego dość. Przestało zależeć jej na życiu. Wahała się czy brać rozwód, czy natychmiast wrócić do męża, czy zostać z Pawłem. Biła się z myślami. Była na skraju załamania, depresji.

            Paweł walczył o nią jak mógł. Wyciągał do ludzi, wyjeżdżali razem, zabierał do restauracji, dawał kwiaty, całował od stóp do samej głowy, głaskał, dotykał, przytulał. Traktował wyjątkowo. Stawiał partnerkę przed samego siebie. Choć związek z kobietą o nieuregulowanym statusie cywilnym nie był z natury łatwy. Łatwości nie dodawała sama Julia, która ? jak już wspomniano wcześniej ? w pewnym momencie dała się zmanipulować na odległość i uległa mężowi. Mężczyzna przeprowadzał dziesiątki spokojnych rozmów ze swoją wybranką. Nie za wiele one dawały. Julia niczym w amoku utrzymywała kontakt z mężem, od którego odeszła z powodu przemocy domowej. Znów mu ulegała. I czuła się coraz gorzej. Każdego dnia po przebudzeniu coraz bardziej nie chciało jej się żyć. Szło to w złą stronę. W pewną odmianę życia, lecz nie w pozytywną. Termin rozprawy coraz bliżej, a przekonanie Julki do niego coraz dalej.

               Nieugiętość Pawła, mamy Julki oraz grona przyjaciół i znajomych doprowadziły, że dziewczyna odeszła spod wpływu Dawida. Zmieniła numer telefonu, zablokowała możliwość kontaktu przez Internet. Rozpoczęła terapię u psychologa. Rozpoczęła nową komunikację i ze swoim partnerem, i z mamą i z przyjaciółką. Była z nimi po prostu szczera.

            Czuła się o wiele lepiej. Miała wrażenie, że kamień spadł jej z serca. Życie na nowo zaczęło ją cieszyć. Czuła się kochaną i docenianą kobietą. Powodzenie w życiu prywatnym skutkowało sukcesami na polu zawodowym. Przeszła przez rozwód dzielnie. Teraz zaczyna nowe, lepsze życie. Chce iść na studia podyplomowe. Już zapisała się na kurs tańca. Dużo czyta, realizuje się. Jest otoczona sprawdzonymi w trudnych chwilach przyjaciółmi. I ma Pawła. Wie, że to jego kocha. Że tak powinna wyglądać właśnie miłość, która dawno temu pomyliła jej się z manipulacjami i toksynami. Oboje planują ślub, dzieci. Wcześniej chcą podróżować trochę po świecie, poznawać nowych ludzi, korzystać z życia. Dla Julii rozwód naprawdę okazał się przepustką do nowego. Do nowego, nieznanego wcześniej życia. Takiego, które zawsze chciała wieść, lecz w małżeństwie z Dawidem tego nie miała. Teraz gratuluje sobie rozwodu i dziękuje tym, którzy jej w drodze do niego towarzyszyli.

Początek lepszego życia

               Rozstanie nie jest łatwą decyzją. Rozwód jest jeszcze trudniejszy, bowiem to specyficzny typ rozstania, który nie tylko wymaga decyzji jednej lub obu stron, lecz również wymiaru sprawiedliwości. To ślepa Temida musi ?przyklepać? czarno na białym zgodę na rozstanie małżonków. Powaga sali sądowej i tłumaczenie się przed ludźmi w togach i ze złotym łańcuchem z orzełkiem na szyi nie należy ani do najłatwiejszych, ani do najprzyjemniejszych.

         Rozwód nie jest końcem świata. Ba, jest wielką szansą na nowy, lepszy początek. Na sięgnięcie po wymarzone szczęście. Wszystko zależy od nas. To do nas należy większość decyzji ? od podjęcia samej decyzji o rozwodzie, przez złożeniu pozwu, po potwierdzenie chęci zakończenia małżeństwa przed składem sędziowskim.

            Jeśli o decyzjach mowa, to decydując się na rozwód należy podjąć ich kilka. Poinformować o tym swego małżonka, co oczywiste. I na spokojnie usiąść, porozmawiać, zastanowić się czy to będzie rozwód z orzekaniem czy bez orzekania o winie, poruszyć kwestie majątkowe. Musi to być jednak spokojna, acz merytoryczna i rzeczowa rozmowa. Bez emocji a z konkretami. Wcześniej jednak pomaga porozmawianie o swych zamiarach z przyjaciółką/przyjacielem. Powiedzenie wszystko i poznanie ich opinii. Pozwoli to także rozeznać, czy będzie można liczyć na przyjaciół w zbliżających się trudnych chwilach.

           Od momentu powiadomienia małżonka o chęci sądowego rozstania nie należy długo zwlekać ze złożeniem pozwu. Czas działa na niekorzyść. Im mniej też kontaktów z jeszcze obecnym mężem, tym lepiej. Wszystko należy sobie wyjaśnić na samym początku i nie wracać już potem do rozmów lub co gorsza, ?rozmów o rozmowach?. Przeprowadzka jest najlepszym wyjściem, choćby do przyjaciółki czy rodziny. Dużo pozytywnego wnosi także zmiana numeru telefonu, zablokowanie skrzynki mailowej pod kątem przychodzących wiadomości ze skrzynki męża, usunięcie i zablokowanie go na portalach typu społecznościowego. Metoda tasaka ? czy jak kto woli: zatrzaśniętych drzwi – przynosi wielkie rezultaty.

       Pomaga wyjazd na parę dni, nadrabianie zaległości w pasjach i hobby wynikłe w drodze małżeństwa. Inwestowanie w siebie, rozwój, dbanie wreszcie o siebie przynoszą dobre efekty. Choćby to było spotkanie z książką. Byle tylko nie mieć czasu na jałowe rozmyślania i branie na siebie poczucia winy.

          Ale najistotniejszą rolę odgrywają ?współrozwodzący?, czyli osoby, które od samego początku drogi ku rozwodowi są obecni. To najczęściej takim osobom przebąkuje się pierw nieśmiało, że myśli o rozwodzie, a następnie komunikuje się to osobie, z którą chce się rozwieść. ?Współrozwodzący? to rodzina, przyjaciele, a nawet nowy partner. To także psycholog.

         Mają oni kolosalne znaczenie i nieocenione zadanie. Muszą być, trwać, wspierać. Często mają terapeutyczną rolę słuchaczy, innym zaś doradców, wyrazicieli opinii. Spotkają się w chwilach zwątpienia, odbiorą telefon o każdej porze dnia i nocy, napiszą SMS. Interesują się bliską osobą w trudnej, w danym momencie najtrudniejszej chwili życia. Towarzyszą jej w sądzie przed rozprawami rozwodowymi. Wyciągają na piwo, na kolację, do kina. Dbają, troszczą się, jak robi to ?współrozwodząca? przyjaciółka czy ?współrozwodząca? siostra. Oferują pomoc. ?Współrozwodząca? matka da pieniądze na czynsz za wynajem kawalerki czy na adwokata lub psychologa. ?Współrozwodzący? nowy partner będzie okazywał zrozumienie, wsparcie, miłość i zapewnienie, że wkrótce zły etap się zakończy, a przed nimi otworem stanie nowe, lepsze życie.

          I kiedy kobiecie przyjdzie chwila zwątpienia, tak po ludzku zacznie żałować mężczyzny, z którym postanowiła wziąć rozwód, należy dać jej wsparcia. Ze ?współrozwodzenia? nie ma wyjścia nie tylko dopóki nie dojdzie do rozwodu, ale dopóty, gdy kobieta trzymając wyrok traktujący o rozwodzie stanie na nogi. Będzie na tyle silna, by samodzielnie żyć i funkcjonować. Gdy zamiast melancholii, pozwoli sobie na żałobę. A zatem pogodzi się z końcem małżeństwa. Tylko wówczas będzie gotowa zapominać. To jest kluczem ku nowym możliwością.

         ?Współrozwodzący? nie może się poddawać. Nie może odpuszczać, gdy osoba rozwodząca zrobi kilka kroków w tył. Jego zadaniem jest trwać, jakkolwiek jest to trudne. Ten, kto postanowi zakończyć swoje małżeństwo i dzieli się z innymi informacją o tym sonduje na kogo i na ile może liczyć. Nie zawsze możliwe jest wsparcie ze strony nawet własnej matki, a przyjaciółka, której nie mieliśmy dotąd okazji poznać w biedzie, dezerteruje. Niewdzięczną rolę grają ?współrozwodzący? nowi partnerzy. Wiążą się oni z osobą, która nie ma jeszcze uregulowanej sytuacji. Nanosi to pewne ograniczenia, które nie przystają do początków związków uczuciowych. Początki te są zazwyczaj dzikie, spontaniczne, a przez to namiętne i romantyczne. Często trzeba udawać ledwie przyjaciela i powstrzymywać się przed złapaniem swej wybranki za rękę przez to, by rozwód nie odbił się z winy kobiety, która mogła być nie tylko nieszczęśliwa, ale i poniewierana w małżeństwie. Ale dla sądu liczą się fakty ? dowody, zeznania, okoliczności. Często na właściwy związek ?współrozwodzący? partner musi czekać do zakończenia procesu rozwodowego.

      Nowe, lepsze życie jest możliwe. Co nas nie zabije to nas wzmocni ? prawda ta sprawdza się tu kompletnie. Rozwiedziona kobieta jest wzmocniona przez doświadczenie. Daje sobie tym szanse na nowe życie, na nową miłość. Wystarczy przystać na pogląd, że nie zawsze zdarza się szczęśliwie wyjść za mąż. Że małżeństwa się rozpadały, rozpadają i będą rozpadać, ale po nich nie następuje koniec świata i czarna rozpacz. To wówczas dostaje się ogromną szansę na życie własnym życiem i na dobranie się w parę z kimś, kto nam rzeczywiście odpowiada.

        Samemu smutno jeść śniadanie czy obiad, a co dopiero przechodzić przez cały etap rozwodu. Samemu można sobie narzucić reżim konsekwencji i mówiąc o rozwodzie, złożyć ten pozew, i w sądzie potwierdzać chęć zakończenia małżeństwa. Ale o wiele łatwiej jest mieć w tych specyficznych okolicznościach wsparcie ze strony naszych bliskich ?współrozwodzących?. To oni pomagają odnaleźć spokój, pewność i słuszność działań.

         Bo już tego samego dnia, gdy sąd orzeknie rozwód ?w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej? stoimy przed ogromną szansą dla siebie. Właśnie rozwiedziona kobieta wychodząc z sądu może wpaść na wspaniałego mężczyznę, który sprawi, że dosłownie i w przenośni jej życie usłane będzie różami. Takie szanse są codziennie. Może już pojawiły się przed samym aktem rozwodu.

          Ale z papierkiem rozwodowym w ręku zyskujemy coś jeszcze ? potwierdzenie na kogo możemy w życiu liczyć. Rozwód był bowiem egzaminem dla ?współrozwodzących?. Wyłowił dezerterów i oddzielił ziarno od plew w naszym najbliższym otoczeniu.

         Warto walczyć o swoje życie. Małżeństwo to nie wyrok dożywotni, to nie rzecz nie do odwrócenia. Dzień rozwodu nie powinien być zwieńczony stypą. Zamiast: >>Tak mi przykro!<>Gratulacje z okazji rozwodu! Właśnie zaczynasz nowe życie. Masz wreszcie szansę spędzić je w zgodzie z sobą, przeżyć je pięknie<

Pati

*          wszystkie imiona pojawiające się w treści zostały zmienione z przyczyn oczywistych. Pogrubienia tekstu pochodzą od redakcji

 

Oceń ten artykuł:

1 gwiazdka2 gwiazdki3 gwiazdki4 gwiazdki5 gwiazdek (258 głosów, średnia: 4,43 z 5)
zapisuję głos...