Modowa „Era hejtera”? Ubrania z kontrowersyjnymi napisami nawet w kolekcjach haute couture

Odkąd trend na napisy na dobre ugruntował swoją pozycję w modzie, odnoszę wrażenie, że projektanci różnych marek prześcigają się w wymyślaniu coraz to bardziej złośliwych, szokujących, a nawet wulgarnych haseł. Początkowo wydawało mi się, że owa tendencja to sposobność do wyrażania siebie i nienachalnego przemycania żartobliwych fraz w codziennych stylizacjach. Oglądając relację z ostatniego pokazu haute couture duetu Viktor and Rolf, słynącego przede wszystkim z projektowania sukni ślubnych zrozumiałam jednak, że kategoria ta zrobiła chyba ostateczny zwrot w mało zabawnym kierunku…

Większość z nas lubi od czasu do czasu założyć coś „z pazurem”. W modzie od zawsze liczył się charakter i osobowość. To dlatego nieustannie jesteśmy świadkami powracania elementów garderoby, takich jak ramoneska, kobiecy garnitur, masywna biżuteria czy marynarki w neonowych odcieniach. Jednocześnie zakładamy jednak istnienie granic dla modowej nonszalancji. Istnieją bluzki z tak głębokimi dekoltami oraz spodnie poprzecierane w tak dużym stopniu, że nie odważyłybyśmy się ich założyć. Dlaczego więc nie mamy podobnych oporów, sięgając po ubrania z kontrowersyjnymi napisami?

Ubrania z kontrowersyjnymi napisami

źródło: www.pixabay.com

Modowa „Era hejtera”? Ubrania z kontrowersyjnymi napisami nawet w kolekcjach haute couture

To pytanie zrodziło się w mojej głowie po obejrzeniu zdjęć z najnowszego paryskiego pokazu kolekcji mistrzów w dziedzinie efektownych sukni ślubnych – Viktora i Rolfa. Projektanci zaprezentowali kolekcję haute couture, czyli taką, która reprezentuje tzw. wysokie krawiectwo. Tym razem nie była to akurat moda ślubna. Jakież było moje zdziwienie, kiedy na sukniach uszytych z tkanin najwyższej jakości, dopracowanych co do centymetra i ozdobionych falbanami, bufkami vintage i tiulowymi kołnierzami zobaczyłam pełne złośliwości napisy nakreślone w dodatku w niedbały sposób, przywodzący na myśl podwórkowe graffiti.

Eleganckie, kobiece i niezwykle teatralne stroje kontrastowały z wymierzonymi w potencjalnego adresata (a może każdego obserwatora?) hasłami w stylu: „Przepraszam, że się spóźniłam. Tak naprawdę wcale nie chciałam tu przyjść”, „Nie jestem nieśmiała, po prostu cię nie lubię” czy „Idź do diabła”. I choć oczywiście zdaję sobie sprawę, że był to kontrast przemyślany i celowy, zaczęłam się zastanawiać, dokąd zmierza ten trend.

 

Zabawne czy smutne?

Opisywane zjawisko nie jest oczywiście niczym nowym. Już od dawna natrafiam w sklepach sieciowych na akcesoria i ubrania z kontrowersyjnymi napisami. Zdarzyło mi się nawet kupić kilka tych autoironicznych. W wakacyjną podróż zabrałam ze sobą na przykład torbę opatrzoną hasłem „Trouble maker and heart breaker” (House). W szafie mam kultową bomberkę z napisem „Trouble maker” od MSBHV. Na uczelnię zakładałam też czasem bluzę „Working class” od MeWant. Obserwując rosnącą złośliwość, agresję, niechęć do świata i coś w rodzaju zaczepnego sarkazmu, jaki wyrażają ostatnio ubrania zaczęłam się zastanawiać: czy tak torujemy sobie właśnie nową drogę do hejtowania? Internauci wypisują zawistne uwagi na forach i w komentarzach pod artykułami, na Instagramie czy Facebooku. W realu nie mieliby jednak odwagi ich wypowiedzieć. Czy to samo będziemy teraz robić poprzez stylizacje? Czy materiał ubrań to nowa platforma do wyrażania swojej niechęci wobec świata?

 

Poduszka od Local Heroes

 

Zaczepna koszulka od Sinsay

O ile napisy w rodzaju „to jest bluza twojego chłopaka”, które jeszcze niedawno rozprowadzał sklep Local Heroes słynący z bezkompromisowości i mocnego przekazu nikogo nie dziwiły, o tyle moda haute couture z takim przesłaniem zastanawia. Szczególnie w czasie, gdy problem powszechności „mowy nienawiści” stał się naprawdę palący.

A co Wy sądzicie o takim przekazie na ubraniach?

Oceń ten artykuł:

1 gwiazdka2 gwiazdki3 gwiazdki4 gwiazdki5 gwiazdek (230 głosów, średnia: 4,38 z 5)
zapisuję głos...