Tu odjąć, tam dodać, czyli co możemy zrobić z własnym tłuszczem
Matka natura nie dla wszystkich jest równie łaskawa. A gdyby tak wykorzystać własny tłuszcz, by poprawić sylwetkę lub nawet… odmłodnieć?
Matka natura nie dla wszystkich jest równie łaskawa. Niejedna kobieta chciałaby być w pewnych miejscach swojego ciała szczuplejsza , a w innych pełniejsza. A gdyby tak wykorzystać własny tłuszcz, by poprawić sylwetkę lub nawet… odmłodnieć?
Statystycznie kobiety rozpoczynają diety odchudzające od trzech do pięciu razy w roku. Niektórym od razu udaje się zrzucić kilka dodatkowych kilogramów. Są jednak i takie, dla których pozbycie się zbędnej tkanki tłuszczowej graniczy z cudem. Pomimo nieustannego odmawiania sobie ulubionych potraw, masaży i ćwiczeń fizycznych, nie są w stanie pozbyć się nadmiaru tłuszczu z konkretnych partii ciała, najczęściej z brzucha i ud.
Przyczyną mogą być geny, zmiany hormonalne czy zaburzenia metaboliczne. Jedno jest pewne – na dłuższą metę niemożność uzyskania satysfakcjonującej figury bywa bardzo frustrująca.
Po pierwsze: odessać
Kiedy żadne diety nie pomagają, jedną z najskuteczniejszych i najszybszych metod osiągnięcia idealnej sylwetki jest liposukcja (nazywana też „odsysaniem tłuszczu” lub potocznie „lipo”). Polega na chirurgicznym modelowaniu sylwetki poprzez rozbicie i usunięcie nadmiaru tkanki tłuszczowej z newralgicznych części ciała. Jak dokładnie przebiega ten zabieg? Na początek lekarz chirurg zaznacza miejsca planowanej liposukcji na ciele pacjenta. Okolice te nasączane są roztworem Kleina, który działa przeciwkrwotoczne i przeciwzapalne, a przede wszystkim przeciwbólowo. Ma za zadanie rozpuszczać tłuszcz, znieczulać miejscowo oraz obkurczać naczynia krwionośne.
Następnie lekarz wykonuje niewielkie nacięcia skórne, by za pomocą kaniuli równomiernie odessać tkankę tłuszczową. Podciśnieniowo zasysając tłuszcz, odprowadza go na zewnątrz. Na koniec, na powstałe ranki zakładane są szwy i opatrunki z gazy.
Cały zabieg trwa do kilku godzin. Przeprowadzany w profesjonalnym gabinecie, pod okiem wykwalifikowanego chirurga jest bezpiecznym i szybkim rozwiązaniem na pozbycie się niechcianych fałdek. Po zakończeniu liposukcji zalecany jest jednodniowy okres rekonwalescencji, a przez kolejne 3 miesiące noszenie specjalnej bielizny uciskowej.
– Zabieg liposukcji zawsze poprzedza konsultacja lekarska. Zdarza się, że kobieta chce odessać tłuszcz, którego zwyczajnie … nie ma. Po stronie lekarzy leży ocena, czy pacjentka rzeczywiście wymaga liposukcji, czy po prostu cierpi na zaburzone postrzeganie własnej osoby – wyjaśnia dr Urszula Brumer z warszawskiej kliniki Dr Urszula Brumer Medycyna Młodości. – Jeśli jednak zakwalifikujemy już daną osobę do zabiegu, cieszy się ona z trwałych, widocznych efektów.
Po drugie: dodać tam, gdzie trzeba
Tłuszczu nie tylko możemy się pozbyć, ale również efektywnie go wykorzystać, np. do poprawy wyglądu piersi. Obwisły biust jest krępującym problemem niejednej kobiety, szczególnie po okresie ciąży i karmienia. Niekiedy traci sprężystość również pod wpływem grawitacji, źle dobranego stanika lub nagłej, drastycznej diety. Zdaniem doktor Urszuli Brumer, pacjentki poprawiają sobie piersi coraz częściej właśnie z powodu ich zwiotczałości niż zbyt małego rozmiaru.
Przywracanie piersiom pięknego wyglądu za pomocą tłuszczu to popularna obecnie procedura chirurgiczna. Polega na uzupełnieniu objętości biustu własną tkanką tłuszczową kobiety. W tym celu, na początek lekarz wykonuje liposukcję innej partii ciała pacjentki, np. fałdu brzusznego. Pozyskane stamtąd komórki tłuszczowe są następnie kaniulą wprowadzane w okolice gruczołu piersiowego tak, by jak najlepiej się przyjęły, a pierś wyglądała naturalnie i jędrnie.
–Rezultaty tych działań są co najmniej dwojakie: wyszczuplenie brzucha, przy jednoczesnym powiększeniu oraz podniesieniu biustu – mówi dr Brumer. – W odróżnieniu od protezy silikonowej, efekty są tu bardzo naturalne. Trwają do kilku lat, przy czym okres rekonwalescencji jest wyjątkowo krótki. Jeśli przeszczepiany tłuszcz zostanie wzbogacony własnymi komórkami macierzystymi pacjentki, efekt jest stały i znacznie poprawia się stan skóry na piersiach. Przeszczepianie własnego tłuszczu jest skuteczną metodą także w rekonstrukcji piersi po amputacji.
Po trzecie: odmłodzić i zlikwidować blizny
Nie da się ukryć, że żyjemy w świecie, gdzie medycyna estetyczna coraz więcej znaczy. Wciąż daje nowe i różnorodne rozwiązania na problemy związane z procesami starzenia się człowieka.
A jak wiadomo, starzenie wiąże się nie tylko z pojawianiem się zmarszczek, ale i z zanikiem tkanek podskórnych. By wypełnić zmarszczki, podaje się w skórę kwas hialuronowy. By podciągnąć skórę, używamy nici liftingujących. Natomiast by poprawić wygląd opadających policzków, możemy podać w okolice oczu czy kości jarzmowych – nasz własny tłuszcz. Jak to działa? Z ud lub brzucha, gdzie mamy za dużo tkanki tłuszczowej, lekarz pobiera od 2 do 3 strzykawek tłuszczu, by potem aplikować go w okolice twarzy, które wymagają suplementacji. Metoda ta jest szczególnie skuteczna, kiedy chcemy wymodelować opadające policzki.
Jednak wciąż najbardziej spektakularne cofnięcie czasu na skórze dają zabiegi autologiczne z użyciem naszych własnych komórek macierzystych. Są w stanie odmłodzić nas wizualnie nawet o kilkanaście lat. Od niedawna komórki macierzyste są pozyskiwane także z tkanek tłuszczowych pacjenta. W tym celu coraz więcej osób (szczególnie na Zachodzie) poddaje się zabiegowi liposukcji. Zdaniem naukowców z University of California tłuszcz człowieka jest bardzo bogaty w komórki macierzyste – najbardziej uniwersalne spośród wszystkich znanych.
Wykorzystuje się je nie tylko do odmłodzenia pacjenta, ale także do leczenia rozległych blizn pourazowych, po wypadkach, a także blizn ciągnących i potrądzikowych. Komórki macierzyste wypełniają blizny i przebudowują komórki krwi, co sprawia, że z czasem blizny staja się niewidoczne.
Jak zatem widać, tłuszcz ludzki jest wykorzystywany na wiele sposobów. Odjęty w jednym miejscu, a dodany w drugim, wyszczupla sylwetkę jednocześnie odmładzając twarz, niwelując blizny lub modelując biust. Może więc warto zacząć postrzegać go nie jako swojego wroga, ale sprzymierzeńca?