Święta bez PMS
Zakupy, porządki, wszechobecny rozgardiasz i gwar. Lista rzeczy, które wypadałoby zrobić przed świętami jest zawsze strasznie długa. Niezależnie od tego ile byśmy się nie starali i tak na coś zabraknie nam czasu. Jeszcze gorzej, jeśli do listy dołączy zespół napięcia. Prawie każda z nas to zna. Ból podbrzusza, stres, ociężałość spowodowana zatrzymaną w organizmie wodą, nieuzasadnione wybuchy złości, poczucie, że cały świat stoi przeciwko nam i jeszcze czasami te bolące piersi… PMS, czyli zespół napięcia przedmiesiączkowego, to coś, co dla niektórych z nas jest regularnie przeżywanym koszmarem. W takich momentach zastanawiamy się nawet jak przyspieszyć okres lub jak go opóźnić.
Rzadko kiedy bycie kobietą jest tak uciążliwe jak w tym okresie, kiedy znajdujemy się pod władzą hormonów. Co więcej, przez wielu te uciążliwości i ten problem jest lekceważony. Umniejsza się jego znaczenie, nie łącząc objawów w grupy. Dobija to nas same i wpływa często na domowników. Na szczęście ludzkości udało się znaleźć kilka rozwiązań, które mogą ułatwić ten czas przynajmniej części z nas.
Zacznijmy od tego, czym właściwie jest PMS?
Premenstrual syndrome (z ang.) czyli PMS to chwytliwa nazwa i dla wielu słowo – wytrych. Każda z nas z pewnością zna te porozumiewawcze spojrzenia w dniu, kiedy obudziłyśmy się w gorszym niż zwykle humorze. „Zbliża się okres?”, „To pewnie PMS”, „Wszystkie kobiety tak mają” – te stereotypy, poza tym, że nieprawdziwe, umacniają też szkodliwy obraz PMS-u jako „babskiej przypadłości”, niczym słynny ból głowy w wiadomym momencie. Można zauważyć, że określenie „mieć PMS” traktowane jest przez niektórych jako nacechowane negatywnie, wpisujące się w stereotyp kobiety jako istoty kapryśnej, trudnej do pojęcia i nie panującej nad swoim zachowaniem.
Mówi się, że na objawy związane z PMS-em może cierpieć nawet co druga kobieta! To najlepiej pokazuje możliwą skalę problemu i już sam ten fakt powinien skłonić to traktowania tego zaburzenia poważnie. Na temat jego przyczyn nie ma jeszcze pewnej teorii, ale najprawdopodobniej odpowiadają za nią zaburzenia hormonalne występujące pod koniec cyklu miesięcznego. Dokładniej, niedobór produkcji progesteronu w drugiej fazie cyklu. Pierwszą fazę właśnie cechuje wzmożona produkcja estrogenu. Ta nierównowaga może prowadzić do zaburzeń przedmiesiączkowych. Inna teoria kładzie z kolei nacisk na poziom prolaktyny – hormonu odpowiedzialnego między innymi za produkcję mleka w gruczołach piersiowych. Jego nadmiar może powodować PMS. Zła wiadomość jest taka, że jeśli cierpiała na niego wasza mama czy babcia, macie duże szanse, że odziedziczycie po nich tę skłonność.
Jeśli jesteś jeszcze bardzo młoda, to możesz tego w ogóle nie zauważyć. Przez pierwsze lata w młodym organizmie często nie dochodzi jeszcze do owulacji, więc burza hormonów omija cię bokiem. Niestety, kobiety między 25. a 50. rokiem życia już jak najbardziej znajdują się w grupie ryzyka. PMS może trwać, pomijając okres ciąży, aż do menopauzy! Objawia się przy tym w tak szerokim spectrum objawów, że łatwo można nie zorientować się, że właśnie o niego chodzi. Jak dotąd naukowcy z PMS-em powiązali ponad 150 objawów, w tym tak powszechne jak bóle głowy, pleców, piersi i brzucha, problemy z koncentracją, zaparcia, aż po depresję, wahania wagi ciała, zaostrzenie reakcji alergicznych, huśtawki nastrojów i apatię. Jak widać, napięcie przedmiesiączkowe objawia się nie tylko fizycznie, ale również psychicznie i bardzo możliwe, że te drugie są bardziej uciążliwe. Dodając do tego fakt, że przeciętnie PMS zaczyna się tuż po owulacji i trwa do miesiączki, stoimy przed perspektywą spędzenia połowy miesiąca w naszym własnym, prywatnym piekle.
Czy PMS-u można się pozbyć lub przynajmniej złagodzić jego objawy?
Oczywiście. Na początku jednak pojawia się pytanie – skąd mam wiedzieć, że to PMS, skoro jego objawy są tak różne, co miesiąc mogą być inne i rozpięte są na tak szerokiej skali? W takiej sytuacji niezastąpiona jest diagnostyka: należy określić poziom hormonów w poszczególnych fazach cyklu. Może się to odbyć zarówno poprzez cytologię hormonalną, czyli pobranie wymazu z pochwy w każdej kolejnej fazie cyklu, jak i poprzez pobranie krwi, by oznaczyć poziom hormonów płciowych i prolaktyny. Czasami warto też sprawdzić wysycenie organizmu neuroprzekaźnikami (serotoniną i dopaminą). W zależności od natężenia objawów i wyników będzie zmieniało się leczenie.
Nawet jeśli PMS dokucza tylko trochę i nie czujemy potrzeby dogłębnego leczenia, istnieją sposoby walki z PMS-em, które może stosować każda z nas.
Nasze kobiece sposoby:
Mówi się, że zaburzenie wydzielania neuroprzekaźników odpowiadających za uczucie szczęścia może być powiązane z pojawianiem się PMS-u. Warto więc zacząć uprawiać sport – i to niekoniecznie tylko podczas PMS-u (ból może do tego skutecznie zniechęcić) tylko przez cały miesiąc. Powszechnie wiadomo, że aktywność fizyczna pobudza mózg do wydzielania dopaminy, która może zmniejszyć odczuwanie bólu. Idealne są lekkie ćwiczenia, jak joga, pilates czy stretching, które często nakierowane są również na kojenie bólu. Poza tym ważna jest najprostsza higiena dnia codziennego.
Koniecznie znajdźcie czas na relaks w ciągu dnia – chwila tylko dla siebie, kiedy możecie wsłuchać się w swoje ciało. Nie zapominajcie też, żeby porządnie się wyspać: sen to lekarstwo dla duszy i dla ciała. Nie bez znaczenia jest odpowiednia dieta.
Na czas PMS-u zapomnijcie o soli (zatrzymuje wodę w organizmie), alkoholu i mocnej kawie. W diecie postawcie na chude mięso (np. indyk), orzechy, chudy nabiał, by zapewnić sobie pełnowartościowe białko, a jednocześnie ograniczcie cukry proste. Przestrzeganie już tylko tych zasad może bardzo pomóc.
Co jeszcze możemy zrobić?
Zadbać o suplementację witamin, zwłaszcza A, C, E, B6 i magnezu. W usuwaniu nadmiaru wody z organizmu pomoże picie dużych jej ilości dziennie (2-3l) i stosowanie środków mających działanie moczopędne np. arbuz czy pietruszka, lub różnorakie preparaty ziołowe. Takie działanie ma np. pokrzywa. Oczywiście, możemy i powinnyśmy ratować się również, gdy bardzo boli. Podobnie jak przy okresie, pomagają ciepłe okłady i kąpiele – pozwalają rozluźnić mięśnie i zrelaksować się ciału.
Jednak nie każdej z nas to wystarczy. Jeśli ból fizyczny staje się nie do zniesienia, wiele kobiet sięga po leki przeciwbólowe z ibupforenem lub naproksenem. Leki przeciwbólowe to rozwiązanie tymczasowe – jak wiadomo, środki przeciwbólowe bardzo intensywnie wpływają na wątrobę, więc ich zażycie powinno być zarówno skonsultowane z lekarzem, jak i stosowane jako ostateczność, nie jako podstawa kuracji.
W zespole napięcia przedmiesiączkowego są przypadki, kiedy bez lekarza się nie obędzie. Następuje to wtedy, kiedy ogólnodostępne środki przestały wystarczać, gdy zaburzenia są tak duże, że utrudniają codzienne funkcjonowanie. W przypadku, gdy na skutek PMS-u bardzo pogarsza się nasze samopoczucie, lekarz może przepisać leki zwiększające stężenie serotoniny – ich zaletą jest fakt, że zaczynają działać już po kilku dawkach. Inną formą pomocy, która sprawdza się zwłaszcza przy dolegliwościach fizycznych, jest antykoncepcja hormonalna. Jej głównym i podstawowym działaniem jest jak wiadomo zapobieganie ciąży, efektem ubocznym zaś dostarczenie organizmowi syntetycznych hormonów.
Jednak ze względu na to, że sztucznie wytwarzany progesteron (czyli progestagen) działa dłużej w organizmie i może powodować rozmaite skutki uboczne, warto zastanowić się nad naturalnym progesteronem. Jego zaletą jest to, że organizm potrafi go metabolizować i wydalać. Kolejną zaletą jest to, że może być podawany w postaci kremu, tak jak w przypadku Progestella firmy L’biotica, Preparat omija jelita i działa poprzez skórę, osłaniając wątrobę i żołądek. Podczas 65 lat stosowania naturalnego progesteronu nie stwierdzono żadnych działań ubocznych.
Naturalny progesteron jest substancją uniwersalną. Chroni organizm przed różnymi truciznami, niedotlenieniem tkanek, przed szkodliwym działaniem estrogenu, a nawet szkodliwym działaniem stresu. Stosując naturalny progesteron przeciwko PMS otrzymamy kilka dodatkowych korzyści typu – przypływ energii, lepszy sen, powrót libido, ustąpienie bólów pleców, poprawę stanu skóry (staje się mniej sucha i mniej pomarszczona). Naturalny progesteron „usuwa” także owłosienie na twarzy i powoduje odrost włosów na głowie.
DLATEGO jeśli dokucza ci zespół napięcia przedmiesiączkowego, pamiętaj, że nie jesteś sama – większość znanych ci kobiet z pewnością również przez to przechodziło i może służyć radą i wsparciem. Nie bójmy się mówić głośno o PMS-ie! Każda z nas ma prawo, w przypadku tej dolegliwości – do bycia traktowaną poważnie, tak jak przy innych chorobach. Bagatelizowanie i ośmieszanie tego problemu prowadzi nas w ślepą uliczkę.
Mamy to szczęście, że żyjemy w czasach, gdzie medycyna znajduje coraz to nowe środki do walki z tym niechcianym zaburzeniem. Dlatego i TY nie bój się z nich korzystać. Szczególnie, że święta już za pasem…