Świat polskich celebrytów oczami paparazzi, czyli „Paparuchy kontra ryje” – fragment książki!
Papuchy kontra ryje to książka opowiadająca o świecie polskich celebrytów widzianych oczami fotografów – paparazzi. Ci opowiadają o zachowaniu gwiazd, ich porywczości, o najważniejszych zdjęciach. Kim jest paparuch? To w slangowa nazwa paparazzi, a ryj? Ryjem jest celebryta. Zapraszamy do przeczytania fragmentu tej kontrowersyjnej książki!
Niecodzienny ślub Marka Kondrata
Warszawski Plac Zbawiciela. Centrum celebryckiego świata. Można nawet powiedzieć, że to jego serce. Siadasz w „Coffee Karma”, „Bastylii” albo „Charlotte”. Przez kilka lat, do końca sierpnia 2015 roku, miałeś przed sobą tęczę. Teraz nic już nie przesłania widoku kościoła,
od którego plac wziął swoją nazwę. Nie musisz nawet chodzić dookoła ronda, żeby po pewnym czasie zauważyć jakiegoś „ryja”. Choć coraz rzadziej są to „ryje” pierwszoligowe – Szyc, Zielińska, Socha, nie mówiąc już o kimś takim jak Marek Kondrat, którego „ryj” jest szczególny, wielki, wspaniały, bo i aktor wielki, a jego życie przedmiotem
zainteresowania niejednego tabloidu. Częściej bywa tu Antek Królikowski, Jacek Borcuch, Margaret czy Jessica Mercedes. Najlepiej jechać na Plac wieczorem. Musisz zachowywać się tak, żeby „ryj” cię nie zauważył. Zaparkować samochód w odpowiednim miejscu, czekać na odpowiedni moment i wtedy zza szyby nacisnąć migawkę. Zdjęcia robi się bez flesza, więc słychać tylko trzask – kilkanaście klatek w kilka sekund. Czasem musisz czekać wiele godzin. Albo pójść lub pojechać za jakimś „ryjem”, żeby dokończyć historię, która zaczęła się na Placu Zbawiciela. „Ryj” w slangu paparazzi to celebryta. Paparazzo to z kolei „paparuch”.
Te nazwy funkcjonują od lat. I od lat nomenklatura się nie zmienia. Na Placu Zbawiciela krzyżują się ścieżki celebryckiego szlaku. Dawniej obejmował trasę z Powiśla, z okolic Browarnej przez Plac Trzech Krzyży, Mokotowską, czasem zahaczając o Bracką, Koszykową
i kawałek Marszałkowskiej. Ale żywot modnych miejsc bywa krótki. Knajpy powstają, znikają, w ich miejsce pojawiają się nowe. Na przykład jeszcze kilka lat temu celebryci spędzali czas w knajpach przy Żurawiej. Wystarczyło, że paparazzo postał tam jeden dzień,
a miał kilka tematów celebryckich w różnych konfiguracjach: z żoną własną, cudzą, z własnymi lub cudzymi dziećmi, z kochanką znajomego, ze znajomym kochanki – do wyboru, do koloru. Dziś, stojąc na Żurawiej, żaden paparuch nie zarobi nawet na benzynę.
A jeszcze dawniej modny był Plac Trzech Krzyży, na którym dziś niewiele się dzieje. Ciągle warto zaglądać na ulicę Burakowską niedaleko centrum handlowego „Arkadia”. Jest tam kilka knajpek, w których lubią bywać celebryci. Chociaż to również nie to, co kiedyś.
Jeśli jednak pogadasz z kelnerem, da ci znać kto, kiedy i z kim. Żeby mieć informację, musisz zapłacić. Ile? To zależy od wagi sprawy. I popularności ryja. Są ryje za 200 i za 500 złotych. W tej branży wszyscy zarabiają, więc nikt ci niczego nie powie za darmo. Żaden kelner, cieć z parkingu, ktoś z obsługi hotelu. Policja rzadko, chyba że masz tam kogoś, kogo dobrze znasz. Generalnie jest tak, że jeśli płacisz, masz informację. Jeśli nie masz informacji, to jeździsz. Paparazzi długo nie znali adresu mieszkania Antoniny Turnau. I nie mieli pomysłu, jak go ustalić. Aż jeden z nich znalazł w internecie archiwalny program telewizji śniadaniowej, która u niej gościła. To był krakowski Kazimierz. Program nosił tytuł „Córka tatusia”. Oglądając go fotograf zauważył, że w pewnym momencie kamera pokazała
widok za oknem. Zatrzymał tę klatkę. – To był nasz jedyny punkt zaczepienia. Przejechaliśmy cały Kazimierz, patrząc na budynki, aż znaleźliśmy ten, który widać z okna mieszkania Antoniny. Niedługo potem zauważyli zaparkowany samochód Marka Kondrata, ciemne infinity. Wystarczyło poczekać, aż wyjdą razem – opowiada. W sobotę, 20 września 2015 roku, paparazzi kręcili się po Kazimierzu w okolicy mieszkania Antoniny Turnau i Marka Kondrata. Dzień wcześniej w mediach pojawiła się informacja, że tego dnia para
weźmie ślub. Po Krakowie krążyły rozmaite plotki łącznie z tą, że uroczystość odbędzie się w Bazylice Mariackiej. Jak wszyscy uprawiający ten zawód, paparazzi z Krakowa
mają doświadczenie oczekiwania. Na przykład w grudniu 2013 roku siedzieli w samochodzie przed domem rodziców Alicji Bachledy-Curuś. Aktorka od kilku dni nie wychodziła z mieszkania. Zimno. Trzeba stać z włączonym silnikiem. Ale warto, bo zdjęcia Alicji sprzedają się zawsze.
– W pewnym momencie zauważyliśmy, jak z mieszkania wychodzą rodzice Alicji – opowiada paparazzo. – Wsiedli do samochodu, z tyłu był fotelik. Pomyśleliśmy, że może uda nam się zrobić zdjęcia dziadków z wnuczkiem. Pojechaliśmy za nimi. Dojechaliśmy na
lotnisko Balice. Minęli główne wejście, zatrzymali się przy wyjściu dla VIP-ów. Wybiegliśmy z samochodu. Kręciło się tam z dziesięciu funkcjonariuszy straży granicznej. Zrobiło się zamieszanie. Zaczęliśmy robić zdjęcia nie wiedząc nawet, co się właściwie dzieje. Dopiero kiedy obejrzeliśmy cały materiał, okazało się, że sfotografowaliśmy Colina Farrella, który przywiózł Henry’ego z Dublina i przekazał go rodzicom Alicji. Fotografie z chrzcin syna Alicji, Henry’ego, w kościele ojców karmelitów z udziałem Colina Farrella udało się zrobić, ale zdjęć z przyjęcia w hotelu przy ulicy Floriańskiej już nie. Choć paparazzi
wykupili pokój w tym hotelu, żeby bez przeszkód móc kręcić się w środku.
– Obsługa hotelowa zorientowała się jednak i zwrócili nam pieniądze. Powiedzieli, żebyśmy zarezerwowali sobie pokój gdzie indziej – mówi paparazzo K. Żeby jednak zweryfikować informacje o ślubie Kondrata w którymś z krakowskich kościołów, paparazzo postanowił obdzwonić kilka kancelarii parafialnych:
– Szczęść Boże, mówi ksiądz – tu podawał fikcyjne imię i nazwisko. – Dzwonię z kurii od kardynała Stanisława Dziwisza z wielką prośbą: ksiądz kardynał ma w sobotę udzielać ślubu. Chodzi o Marka Kondrata i Antoninę Turnau, ale niestety, nie zapisaliśmy godziny.
Czy byłby ksiądz łaskaw ją podać? Czasem odpowiedź padała od razu, a czasem rozmówcy musieli to sprawdzić. Zawsze jednak brzmiała mniej więcej tak samo:
– To nie u nas, szczęść Boże. K. serdecznie przepraszał, żegnał się jak trzeba: „z Bogiem”,
po czym dzwonił do kolejnej kancelarii. Po obdzwonieniu kilku wybranych kościołów znanych z tego, że inni celebryci brali w nich śluby, K. wiedział już, że żadnego ślubuw kościele nie będzie, więc trzeba obstawiać mieszkanie Kondratów na Kazimierzu oraz należącą do aktora restaurację „BARaWINO”. Przed dziesiątą rano z mieszkania wyszedł Marek Kondrat w kolorowej koszulce. K. zrobił mu zdjęcie, potem pojechał za nim
w miejsce, w którym słynny aktor robił zakupy. Nie było sensu się ukrywać, przecież Kondrat i tak się domyślał, że tego dnia paparazzi będą za nim chodzić krok w krok. Jakiś czas później z mieszkania wyszła Antonina Turnau. W dżinsach, białym t-shircie. Wsiadła do samochodu, pojechała robić zakupy. W ciągu dnia zrobili kilka kursów, przywożąc rzeczy do restauracji. Gdy wchodziła do lokalu, zasłoniła twarz. Nie pojechała nawet do fryzjera, tego paparazzi są pewni, na pewno nie przegapiliby takiej scenki. Po południu przed restauracją zaczęli się zbierać goście: Janina Ochojska, Stanisław Tym, Jerzy Urban z małżonką oraz najbliższa rodzina. Marek Kondrat przyszedł do restauracji w dresie, Antonina Turnau w dżinsach i t-shircie. Przed restauracją kręciło się ośmiu paparazzi. – Cieszę się, że będziecie uwieczniać moment otwarcia mojej restauracji – powiedział do nich aktor. Wtedy zaczęli mieć obawy, czy z tym ślubem to nie jest jakaś „ściema”. Jeden szczegół sugerował jednak, że coś jest na rzeczy. Pracownicy restauracji z zewnątrz okleili szyby, od środka zaciągnęli żaluzje. W pewnej chwili z otwartego okna pomieszczenia, czy też może mieszkania nad restauracją, ktoś włączył bardzo głośno muzykę, która na jakiś czas zagłuszyła dźwięki dochodzące z środka. Dopiero potem, kiedy K. poskładał wszystko do kupy, wyszło mu, że w tym momencie urzędnik stanu cywilnego udzielił parze ślubu. Choć przed lokalem czekało ośmiu paparazzi, K. był jedyny, któremu tego wieczora udało się zrobić zdjęcia. Po prostu zerwał taśmę z szyby, zrobił serię, zanim ochroniarz zdążył podbiec. Na jednym zdjęciu widać państwa młodych: ona w sukni ślubnej, on w garniturze, co oznacza, że przebrali się w środku. I to jest jedyne zdjęcie ze ślubu Marka Kondrata i Antoniny Turnau. J. zrozumiał, że zaplanowali wszystko tak, by wywieść ich w pole, uniemożliwić zrobienie jakichkolwiek zdjęć. – Nigdy czegoś takiego nie widziałem – mówi, choć fotografował
wiele ślubów. Próbę wywiedzenia paparuchów w pole najbardziej przypomina ślub Piotra Rubika i Agaty Paskudzkiej z czerwca 2006 roku. Para sprzedała materiał ślubny na wyłączność Vivie i chcąc utrzymać do ostatniej chwili w tajemnicy miejsce uroczystości, podała gościom nieprawdziwą informację. Rzekomo ślub miał się odbyć we wrocławskiej
katedrze. Dopiero w ostatniej chwili gości poinformowano, że właściwym miejscem jest kościół we wrocławskiej dzielnicy Kozanów. Paparazzi pojechali tam z kawalkadą gości weselnych. Na miejscu państwo młodzi wyszli z limuzyny zasłaniając twarze parasolkami.
Kościół został wynajęty na czas uroczystości. Ochroniarze pilnowali, by do wnętrza nie udało się wejść żadnemu paparazzo. Nie upilnowali. Do kościoła dostała się Anna Adamkiewicz ze
schowanym w torebce aparatem fotograficznym. Dziwny ślub Marka Kondrata i Antoniny Turnau to jeden z 80 tematów, jakie w tym roku zrobili dwaj krakowscy paparazzi. Z dumą
mówią, że celebryci, którzy jeszcze dwa lata temu czuli się w Krakowie bezpiecznie, zaczęli się bać. – To znaczy stali się bardziej ostrożni, co sprawia, że nasza praca jest teraz trudniejsza – precyzuje jeden z nich. 90 procent zrobionych tematów udało się sprzedać warszawskim redakcjom. Choć w Krakowie jest Stary Teatr i mieszka mnóstwo
znanych aktorów, paparazzi fotografują głównie warszawskich celebrytów
na gościnnych występach, festiwalach filmowych i planach. Dlaczego? Ponieważ warszawskie redakcje uważają, że krakowscy aktorzy są nudni. Choć oczywiście tak nie jest.
– Dlaczego nikt nie jest zainteresowany pijanym F.? – pytają nie tłumacząc, o kogo chodzi.
I tak nie znają odpowiedzi. A celebryci w Krakowie są cały czas mniej niepokojeni niż w Warszawie. Małgorzacie Kożuchowskiej, która w marcu 2015 roku przyjechała doKrakowa z mężem, dzieckiem i mamą, w spacerze w okolicach Rynku Głównego towarzyszyło dwóch paparazzi. W Warszawie mogłoby być ich kilkunastu. Albo i więcej.