Ogłaszamy konkurs z okazji Mikołajek: MAOAM wciąga smakiem!
Grudzień to najbardziej magiczny miesiąc w roku – długie popołudnia z ciepłą czekoladą pod miękkim kocem, płatki śniegu wirujące za oknem i otulające światełka choinkowych lampek. Wielu z nas najlepsze wspomnienia z dzieciństwa wiąże właśnie z tym miesiącem. Kto z nas nie szukał ukrytych przez Rodziców prezentów mikołajkowych? Kto nie wyczekiwał nocą nadejścia Świętego? Z okazji nadchodzących Mikołajek razem z marką MAOAM chcemy Was na chwilę znów zabrać do tych magicznych chwil z dzieciństwa. Zapraszamy do udziału w konkursie, który pozwoli Wam przenieść się do tych momentów, gdy z wielką niecierpliwością wyczekiwaliście mikołajkowych prezentów.
Ogłaszamy konkurs z okazji Mikołajek: MAOAM wciąga smakiem!!
Zadanie konkursowe:
W komentarzu pod tym artykułem odpowiedz na pytanie: „Jaki był Twój wymarzony prezent mikołajkowy lub świąteczny w dzieciństwie?”
Na Twoją odpowiedź czekamy do 6 grudnia br. 4 najciekawsze odpowiedzi nagrodzimy wspaniałymi zestawami od marki MAOAM. W skład każdego z nich wejdą: uwielbiane od lat gumy rozpuszczalne i nowości produktowe MAOAM oraz gadżety: słuchawki, rozdzielacz USB i linijka.
Wyniki opublikujemy 7 grudnia. Czekamy na Wasze zgłoszenia!
Super słodki konkurs!
Mój wymarzony prezent na Święta,
Do końca życia będę pamiętać.
Były to sanki piękne i nowe,
W czasach szarości tak wyjątkowe!
Miały kierownicę i miękkie siedzenie,
By umilić jeszcze na nich jeżdżenie!
O czymś podobnym nawet śnić nie śmiałam,
Gdy w biednej rodzinie 5 latek miałam.
Chrzestna mnie nimi obdarowała
Bym dzięki nim uciechę śnieżną miała!
Służyły mi wiernie przez długie lata
I służyć by mogły do końca świata,
Lecz tak się stało, że w końcu dorosłam
I z sanek swoich zwyczajnie wyrosłam.
Czekają więc na strychu na nowe pokolenie,
Które też cieszyć będą szalenie!
W dzieciństwie miałam lalkę Barbie, nazwałam ją Linda. Była to bardzo sympatyczna blondynka, zawsze pogodna, rządna przygód, choć niestety bezdomna.. No, tak, marzyłam bardzo o domku dla niej. Takim domku z parterem i piętrem, z otwieranymi okienkami i dywanikami. Z prawdziwą kuchnią i łazienką. No i oczywiście z dużą garderobą. Linda nie doczekała się takiego domu, zadowoliła się tym, co byłam w stanie dla niej wykombinować z kartonów po butach 🙂
Moim wymarzonym prezentem pod choinkę była lalka .. Michaela Jacksona! Byłam wielką fanką tego artysty i kiedyś moja ciocia odnalazła informację, że można kupić jego lalkę. Od razu stała się ona, a raczej on moim największym marzeniem. Marzenie się spełniło, tata przywiózł mojego własnego Michaela z Niemiec, a ja byłam najdumniejszą posiadaczką (chociaż lekko rozczarowaną kiedy okazało się, że ma za mało włosów i widać mu czarne „lądowisko” na głowie). Każda inna lalka chciała być jego narzeczoną, każdy konik nieść go na grzbiecie..
I potem stała się tragedia, moja młodsza siostra urwała mu nogę. Był płacz, zgrzytanie zębami i poczucie ogromnej niesprawiedliwości. Rodzice chcieli ją na stałe przykleić, ale ten pomysł mi się nie podoba. Po początkowej rozpaczy wymyśliłam, że mój Michael będzie inwalidą (wsadzałam go do wózka dla lalek niemowlaków), a jego ukochana mimo kalectwa cały czas będzie go kochać, bo miłość nie zna granic. Myśląc o tym jestem jakoś wewnętrznie dumna z siebie 😉
Kiedy miałam 6 lat mieszkaliśmy na wsi, w domu oddalonym od pozostałych zabudowań mieszkalnych. 24 grudnia, pod wieczór, wypatrywałam pierwszej gwiazdki i prosiłam w duchu Świętego Mikołaja o pieska (chociaż wiedziałam, że mama nigdy się na to nie zgodzi). Co jakiś czas spoglądałam na dodatkowy talerz stojący na wigilijnym stole i zastanawiałam się, czy ktoś będzie jadł z niego tej nocy. Wśród wielu smakołyków w spiżarni, na starym poniemieckim talerzu, pięknie prezentowała się niedawno upieczona szynka, i czekała na pierwszy dzień świąt. A ja czekałam na Mikołaja, i pierwszy kęs tego rarytasu, wystanego w kolejce przez mamę. Nagle usłyszałam ciche chrobotanie dobiegające z holu domu. Mikołaj !!! Skoczyłam na równe nogi i tak jak stałam wybiegłam na podwórko. Oniemiałam! Pod drzwiami siedział piesek, szczeniaczek, brudny i wychudzony. Zupełnie niepodobny do tego z moich marzeń. Zaopiekowaliśmy się nim, a mama powiedziała, że poszukamy mu domu. A psiaczek … wylizał wigilijny talerz do czysta. W pierwszy dzień świąt, nad ranem, odkroiłam koślawo plaster szynki i zgodnie zjedliśmy z wigilijnym przybłędą. Wiedziała psina co dobre! Dni mijały a chętnych na właścicieli brzydactwa nie było, on zaś robił wszystko, żeby pozyskać Panią domu. W końcu zapadła decyzja: Reks zostaje! I choć minęło prawie 25 lat od tego zdarzenia, ciągle pamiętam swoją radość i szczęście. A moja córka uwielbia opowieści o Reksiu. Teraz mamy Bolka – podobnie jak my, on również uwielbia świąteczną wyżerkę👍😁
Gratulujemy wygranej! Prosimy o wiadomość mailową i podanie danych do wysyłki nagrody: redakcja@kobietamag.pl
Moim najlepszym prezentem na święta było, aby mój tata był na święta z nami. Mój tata pracował w delegacji i często było tak, że nie wracał, musiał pracować. A co mi było z prezentów jak ja jego ukochana córeczką nie mogła usiąść na jego kolankach i się poprzytulać.
…
Kiedy pamięcią w przeszłość sięgam
to jakże piękny prezent doskonale pamiętam
mama pod choinkę mi go podarowała
a wraz z prezentem wielkie szczęście mi dała!
Wymarzone, srebrne kolczyki otrzymałam
tymże prezentem bardzo się radowałam
bo o takich kolczykach od zawsze marzyłam
swojego pragnienia wcale nie kryłam!
I mama doskonale o tym pragnieniu wiedziała
dlatego marzenie me zrealizowała
ależ byłam wtedy zachwycona, wyznaję
wspomnienie to wielką radość mi daje!
A owe kolczyki noszę do dzisiaj
zakładanie ich, to mój rytualny zwyczaj
te kolczyki przynoszą mi szczęścia wiele
swoim prezentem dziś z Wami się dzielę… <3
Będąc dzieckiem marzyłam o wielkich puzzlach, które mogłabym układać całymi godzinami. Widziałam kiedyś takie u koleżanki i byłam zachwycona. Pisałam wtedy w tajemnicy list do Mikołaja, że też bym takie chciała i najwidoczniej raczył spełnić moje życzenie 🙂 Do oto dostałam wielkie pudło z namalowanym zamkiem w pięknej zimowej scenerii. Jakaż była moja radość! Układałam je na stole, na podłodze na łóżku, kawałek po kawałku przez wiele dni. To był wtedy niesamowity prezent i mam go po dziś dzień 🙂
Dawno, dawno temu marzyłam o lalce, ale w męskim wydaniu.
Rok w rok byłam rozczarowana, że Mikołaj nie czyta moich listów, bo zawsze dostaje zwykłe lalki, a ja chciałam chłopca.
Aż tu pewnego razu pod choinką pojawił się chłopiec- edukacyjna lalka z siusiakiem. Byłam szczęśliwa (wiem od mamy, że szybko mi się znudził ten siusiak i go odcięłam) Została mi oryginalna lala.
Moim największym marzeniem była podróż do Disneylandu. Móc spotkać swoich uwielbianych bohaterów kreskówek – Myszkę Miki, Kaczora Donalda a jeszcze bardziej identyfikowałam się ze wszystkimi księżniczkami, ślicznymi bohaterkami: Śpiącą Królewną, Kopciuszkiem, Piękną z „Pięknej i Bestii”, Małą Syrenką, Alicją w Krainie Czarów. Wiele razy wzdychałam, kiedy oglądałam filmiki, czy zdjęcia z bajkowego raju. Wymiękałam kiedy pojawiał się znak rozpoznawczy Disney,a – magiczny zamek i otaczające go gwiazdki z muzyką w tle. I marzyłam, marzyłam, marzyłam … Aż w końcu ten bajkowy świat, który dawno temu był widziany przez ekran telewizora stał się dla mnie światem na wyciągnięcie ręki. Znalazłam się w miejscu, które jest najbardziej pomysłową i emocjonującą atrakcją dla dzieci i dorosłych z całego świata. Mnie najbardziej zachwyciła Kraina Fantazji, gdyż to właśnie tam mogłam spotkać się z moimi ulubionymi bohaterami z dzieciństwa, a więc „pofrunęłam” (naprawdę) razem z Piotrusiem Panem, zagubiłam się w labiryncie jak Alicja w Krainie Czarów, weszłam na wieżę, w której spała Śpiąca Królewna, spacerowałam z Siedmioma Krasnoludkami, odwiedziłam dom Pinokia. Muzyka, światła, kolory to uczta dla zmysłów, nie tylko dzieci. Wizyta u Piratów z Karaibów, Indiana Jones i jego przygody, Dom Strachów i wiele innych atrakcji. Mogłabym wymieniać bez końca. Disneyland to magia, która przenosi nas w zupełnie inny świat – kolorowy, bajeczny, jak ze wspaniałego snu z którego chyba nikt nie chciałby się szybko zbudzić. Wybierzcie się do Disneylandu, tam trzeba być – chociaż raz, jedyny raz, bo marzenia są po to, aby je spełniać! Ja je spełniłam.
W czasach dzieciństwa uwielbiałam bawić się lalkami i tak… mając 5 czy 6 lat, często spędzałam święta u dziadka na wsi w skromnej i przytulnej leśniczówce na skraju lasu. Dziadek bardzo mnie rozpieszczał, bardzo często dostawałam od niego słodycze, różne zabawki i tak postanowiłam mu się odwdzięczyć świątecznym prezentem, który musiał być niezwykły! Długo się zastanawiałam nad tym, co to miało być. Chodziłam po lesie i na swojej drodze napotkałam na piękny, duży kawałek drzewa i postanowiłam, że zabiorę go ze sobą i podaruję dziadziusiowi. Pień drzewa owinęłam w ozdobny papier, dołożyłam jeszcze kawałek pięknej dużej czerwonej kokardy i położyłam pod choinką. Kiedy po wieczerzy wigilijnej dziadek rozpakował swój „prezent”, wziął mnie na kolana, mocno przytulił i powiedział: „ Kochana wnusiu to najpiękniejszy prezent, jaki kiedykolwiek dostałem!” Minął rok i były kolejne święta, a ja od dziadka otrzymałam piękną drewnianą lalkę, którą sam zrobił ze swojego prezentu, który rok wcześniej ode mnie otrzymał!
Jako dziewczynka bardzo, bardzo długo marzyłam o tym prezencie! Chciałam go dostać na wszelkie okazje w ciągu roku, ale rodzice fundowali mi prezenty, które oni uznawali za stosowne. Wszystkie moje koleżanki dawno już grały w The Sims, a ja tylko im towarzyszyłam, przyglądając się z boku. Jak dziś pamiętam Święta i tę szczerą, niepohamowaną, dziecięcą radość, kiedy w mojej świątecznej torebce, prócz cukierków i mandarynek znajdowała się gra THE SIMS 2!!!! Moje marzenie zostało spełnione, co więcej grę z sentymentu trzymam do dziś ❤️ Ach co to były za marzenia…
Jako mała dziewczynka, zawsze marzyłam o tym żeby dostać plastikowy karabin. Mój starszy brat dostał taki pewnego roku pod choinkę i byłam strasznie zawiedziona że ten prezent nie jest dla mnie, a ja zamiast tego dostałam lalkę.
kozaczki pełen słodyczy
Jako mała dziewczynka wcale nie marzyłam o lalkach. Nie chciałam ich ubierać, malować, prowadzić w małych wózeczkach. Dlatego też, gdy w pewne święta pod choinką ujrzałam zielony czołg, specjalnie dla mnie, popłakałam się. Byłam wtedy taka szczęśliwa! Miałam swój własny świat pełen bitew, zdobywanych twierdz i pokonanych rywali. Moje nowe cacko samo jeździło, migało i wydawało przedziwne dźwięki. Byłam w siódmym niebie. Jak ważne to dla mnie było, świadczy fakt, że historię tę opowiadamy sobie do tej pory przy wigilijnym stole. O małej dziewczynce, która kochała czołgi i gardziła lalkami. O mnie.
Ten prezent to przedwojenna pozytywka.Zostawię ją jako pamiątkę bo to coś co w naszej rodzinie jest o wielu pokoleń. Coś magicznego, niezwykłego, unikatowego. Jest to przedwojenna pozytywka mojej babci, która ma już swoje lata, widziała i słyszała nie jedno, a wciąż gra tę samą melodię od kilkudziesięciu lat. Zamknięta w małej szkatułce historia, historia, która dalej biegnie, dalej się tworzy zapisując na swych kartach nowe rozdziały. Za każdym razem gdy na nią patrzę i słucham melodii wraz z mama i babcią mamy oczy pełne łez. Łez wzruszenia, które przywracają wspomnienia nie zawsze te, o których chciałybysmy pamietać. To niezwykłe, że ta pozytywka przetrwała i może byc przekazywana dalej z pokolenia na pokolenie. Mam nadzieje, że mój synek będzie podtrzymywać tradycje i przekaże ją swoim dzieciom kiedyś w przyszłości. Będzie mieć na pewno cudowne wspomnienia, a melodia płynąca z tej niezwykłej pozytywki będzie wywoływać uśmiech na twarzy i ukołysze do snu każdego dnia. Był to prezent, o którym zawsze marzyłam i gdy go dostałam byłam najszczęśliwsza na świecie. 😉
Jako mała dziewczynka marzyłam aby dostać wózek dla lalek. Nie umiałam jeszcze pisać ani czytać. Więc najprostszym rozwiązaniem był rysunek. Narysowałam wymarzony wózek dla lalek i oczywiście obok lalkę! Liścik położyłam na choince. Na te święta dostałam wózek, a w nim piękną lalkę, którą mam po dziś dzień. Mimo, że minęło wiele lat, wciąż jest w moim domu. Wózek spodobał się też mojemu kotkowi, rywalizował z lalką, do tego stopnia, że (jak był mniejszy to ją tylko podsuwał, później zrzucał z wózka) Mój wspaniały kotełek uwielbiał jak woziło się go w wózku albo bujało 😉
Drodzy czytelnicy KobietaMag! Usiądźcie przy Mnie na chwileczkę,
Opowiem Wam Kochani o pewnej Sylwii bajeczkę!
Dawno temu w pewnej mieścinie,
żyła dziewczynka Sylwia, która zawsze miała smutną minę.
Bo jej rodzice biedni byli
i nie mogli Jej kupić tego o czym skrycie marzyli.
Gdy inne dziewczynki w pięknych strojach się przechadzały,
to Sylwii w chodzeniu za ciasne butki przeszkadzały.
Ale Ona nigdy się na nic nie skarżyła,
bo z rodzicami bardzo szczęśliwa była.
Do Mikołaja listy pisała,
lecz nigdy wymarzonego prezentu nie dostała.
Rodzice jej wtedy tłumaczyli,
że wysłać go Mikołaja po prostu przeoczyli…
A tak naprawdę to w Niego nie wierzyli.
Aż pewnego roku Sylwia ich tajemnicę odkryła
i wysłać list do Świętego Mikołaja sama postanowiła!
Jakież było Jej i rodziców zdziwienie,
gdy 6 Grudnia spełniło się jej i Ich największe od lat marzenie!!
Święty Mikołaj bowiem tak listem Sylwii się wzruszył,
że ani chwili nie czekając natychmiast do Niej i Jej rodziny wyruszył….
Mamie piękną maszynę do szycia podarował, by już nigdy ich rodzina w podartych ubraniach nie chodziła,
a tacie zaś zapas drewna na kilka lat by nie straszna im była już żadna zima…
Sylwia zaś kotka sobie zażyczyła
bo właśnie o Nim od dawna bowiem marzyła.
I właśnie w Mikołajki zbłąkany kotek do Nich przywędrował
i już na zawsze z Nimi wspólnymi chwilami się radował!
Od tej pory cała rodzina co roku list do Świętego Mikołaja wysyła z prośbami!
Bo wiedzą, że On zawsze go przeczyta i przyjedzie do Nich 6 Grudnia z wymarzonymi prezentami!
Dlatego warto do Niego pisać bo On spełnia najskrytsze życzenia!
Tak więc do 6 grudnia! Święty Mikołaju : DO ZOBACZENIA!!
Ja zawsze prosiłam Świętego o „morze puzzli” – więcej i więcej za każdym razem…
Interesowały mnie szczególnie te zaczynające się od 5000 – 10 000 elementów, bo stanowiły nie lada wyzwanie i dawały zajęcie na całe święta dla takiego małego „nerda” jak ja… 🙂
Co więcej, na ułożeniu puzzli się nie kończyło… Kolejnym etapem było przyklejanie ich do ogromnego brystolu i tworzenie puzzlowych obrazów, które – ku przerażeniu mamy – ozdabiały ściany całego mieszkania… lol 😀
Ojj, to były czasy! Aż się łezka w oku kręci! Hi Hi Hi 😀 😀 😀
Pamiętam jak byłam małą dziewczynką taką może z 5 letnią.Mama codziennie prowadziła mnie tą samą drogą do babci ,która się mną opiekowała gdy rodzice pracowali.
Po drodze mijaliśmy sklep na wystawie ,którego stały różne ciekawe rzeczy.
W grudniu Pani ekspedientka wystawiła na wystawie małego burego misia z wielkimi guzikowymi oczami w spodenkach w kratkę.
Bardzo mi się spodobał i ciągle prosiłam ,żeby mama mi go kupiła.Jednak mana twierdziła,że muszę zasłużyć i może Mikołaj mi go przyniesie.
Codziennie przechodząc obok sklepu witałam się z nim,zaglądałam przez szybę czy jeszcze na mnie czeka.
Bałam się, że ktoś go wykupi i że go nie dostanę.
Codziennie odliczałam dni do przyjścia Mikołaja,a widząc misia na wystawie przytulałam się do szyby i ciągle powtarzałam jeszcze trochę, jeszcze tylko kilka dni i będziesz ze mną.
Aż nadszedł 6 grudnia i rano gdy się obudziłam na łóżku leżała czekolada ,pomarańcza i on …
Ten wyśniony i długo wyczekiwany miś…
Zaraz wyskoczyłam z łóżka przytuliłam go do siebie i powiedziałam…
Witaj w moim domu misiaczku w spodenkach w kratkę…
Muszę się przyznać, że choć potem dostałam wiele ładniejszych zabawek…
Ten miś był najukochańszy i przeżył, ze mną wiele ciekawych chwil…❤
Najlepiej wspomianym prezentem światecznym jest zegarek w delfinki, który dostałam w czwartej klasie szkoły podstawowej. Został kupiony przez mojego tatę, który miesiąc później ciężko zachorował i zmarł. Do tej pory została mi ta pamiątka, z której się bardzo cieszę. Pamiętam jak tego dnia otworzyłam paczkę i bardzo się ucieszyłam, gdyż nie miałam swojego zegarka, a mając ten zegarek czułam się już taka dorosła:) jako najstarsze dziecko zostałam nim wyróżniona – rodzeństwo w tym dniu dostało zabawki:) Pamiętam ten wieczór i tą radość do dzisiejszego dnia…
Gratulujemy wygranej! Prosimy o wiadomość mailową i podanie danych do wysyłki nagrody: redakcja@kobietamag.pl
Całe dzieciństwo, wczesną młodość i nawet późną młodość – zawsze marzyłam o psie. Nie miał być rasowy, nie ważne, czy mały, czy duży. Miał być mój.
Nie udało się. Rodzice byli konsekwentni. Bo spacery, bo troje dzieci wystarczy, bo kto się będzie nim zajmował, kiedy gdzieś wyjedziemy. Argumenty stare jak świat, aktualne – pewnie jak zawsze. Ale przecież ja byłabym odpowiedzialna. Jedyne, co udało mi się osiągnąć, to rybki ;). Ale rybki to nie pies. W żadnym aspekcie. Ani potulić, ani pomiziać, ani wydrapać za uszkiem. No i emocji te jakby brak.
Pointa? Nigdy nie dostałam psa na żadne święta. Żaden psi smarkacz nie wyszedł z paczki, machając radośnie ogonkiem (swoją drogą – co bezsensowny pomysł, pakowanie psa!!!).
Dziś już wiem, że psów się nie daje na żadne święta i z powodu jakiejś okazji.
Czy żałuję? Pewnie tak, moja córka wychowuje się z psem od zawsze. Czy karma wraca – i owszem. Mojego pierwszego psa, wziętego w pierwszym miesiącu posiadania swojego własnego mieszkania pokochali wszyscy. Ojciec najbardziej. To było 14 lat wielkiej miłości.
Czy spełniłabym prośbę mego dziecka o psa? Nie, jeśli nie byłabym przekonana. Psy nie są dzieci. Są tych, którzy już mają siłę być za nie odpowiedzialnymi. Ale kochać mogę je wszyscy. Zawsze.
Miałam 6-7 lat i marzyłam o jednej jedynej zabawce, była to lalka Baby Born. Ta słynna interaktywna lalka rozpalała moją wyobraźnię. Każdą jej reklamę oglądałam z wypiekami na twarzy. Koniec końców jej nie dostałam, alr za to wtedy dostałam coś całkiem innego, bardzo praktyczny prezent od cioci- małą choinkę z lampkami i wszelkimi innymi ozdóbkami.
Ja przez lata poprosiłam Mikołaja o braciszka lub siostrzyczkę, bo byłam jedynaczką…
I jak w końcu przyniósł – małego, rozkrzyczanego bobasa – to zaczęłam się poważniej zastanawiać nad swoimi kolejnymi życzeniami..:P :D:D:D
Kiedy byłam dzieckiem miałam najbardziej nieszablonowe marzenia na świecie i nic nie cieszyło mnie bardziej niż realizacja kolejnego z marzeń na mojej liście. Żadne prezenty nie wywierały na mnie wrażenia takiego jak pomoc, za którą można było wylądować na karze razem ze mną 🤣.
1. Skok z szopy z otwartym parasolem.
2. Bieg przez błotniste wiejskie podwórko mojej babci, w deszczu, w stroju kąpielowym. No i oczywiście ślizg 😄.
4. Obejrzenie z baaardzoooo bliska robali do wędkowania mojego chrzestnego.
Oj Było tego trochę i jak dziś to wszystko wspominam to w oku kręci się łezka.
🤣
Moim największym marzeniem był „kłus na śwince okrakiem”. Zrealizowałam marzenie z pomocą Dziadka, kiedy reszta kobiet w rodzinie szykowała pierogi. Wieeeleee się działo 🤣 Powiem tak: „Oj długo siedzieliśmy z Dziadziusiem na karze. Długo” 😁.
Moje najpiękniejsze wspomnienie wiąże się z prezentem, który dostałam od mamy, mojej mamy – czarodziejki, która udawała świętego Mikołaja 😉 Bardzo pomysłowa i kreatywna mama zrobiła go sama. Siedziała nad nim wiele godzin, aż do późnej nocy, by rano pod choinką usłyszeć moje okrzyki radości 😉 Zbudowała go ze średniej wielkości kartonowego pudła i pomalowała farbami plakatowymi. Domek miał bordowe ceglane ściany, dach pokryty dachówką wyciętą z papieru ściernego, otwierane okna z szybkami z celofanu i drzwi z drucianą klamką. W oknach zawisły koronkowe firanki podpięte agrafkami i kwieciste zasłonki (kiedyś były spódnicą;)). Na parapetach stały kwiaty w doniczkach ze starych nakrętek. W domku była kuchnia i dwa pokoje. Tu przydały się stare tapety i kawałki wykładziny na podłogi. Ściany zdobiły również obrazki – znaczki w zapałczanych ramkach 😉 Jedna z choinkowych lampek po podłączeniu do baterii udawała lampę z abażurem 😉 To była niesamowita niespodzianka i wspaniały prezent świąteczny, który do dziś pamiętam ze wszystkimi szczegółami.
W dzieciństwie podglądałam siostrę w łazience przy czesaniu.
Upinała ją dyskretnie, co bardzo mi imponowało.
Wlepiałam w nią oczęta i się zakochałam.
Postanowiłam napisać list do Świętego Mikołaja
i pod choinką wymarzony prezent otrzymałam.
Była to SPINKA w pudrowo-różowym kolorze.
Jako dziecko marzyłam o tablicy do pisania, ponieważ uwielbiałam się bawić z koleżankami w szkołę. Naszą przestrzenią edukacyjną były schody. Jedna z nas odgrywała nauczycielkę, a pozostałe siedziały w rzędach i pilnie zapisywały notatki, zgłaszały się do odpowiedzi i rozwiązywały zadania. Brakowało nam jedynie tablicy, by poczuć autentyczność sceny.
Niewyobrażalna radość mnie zalała jak wodospad, gdy pod choinką ujrzałam tablicę zapakowaną w świąteczny papier i przyozdobioną kokardami, a w drugiej paczce znajdował się komplet kred. Przez całą Wigilię pisałam po niej i zadawałam gościom pytania, traktując ich jak swych uczniów. Nie sądzę, że byli z tego powodu zadowoleni, gdyż okazało się, że brat nie do końca uważał na przyrodzie, tata miał braki w ortografii, mama słabo liczyła, a babcia z dziadkiem zapomnieli o lekturach i ważniejszych datach historycznych. Miałam wtedy 10 lat i gdy nadeszła wiosna, powróciła zabawa w szkołę na schodach, tym razem z tablicą, która dopełniała moje naukowe zainteresowania.
Gratulujemy wygranej! Prosimy o wiadomość mailową i podanie danych do wysyłki nagrody: redakcja@kobietamag.pl
dziękuję bardzo 🙂 pozdrawiam!
Mojego wymarzonego prezentu nie zapomnę nigdy, mam go nawet do dziś mimo ze minęło już wiele lat.
Zapisałam się w szkole na kółko muzyczne. Pani uczyła grac na gitarze. Miałam wtedy 12 lat i tak bardzo mi się podobało granie na gitarze. Wyobrażałam sobie siebie jako wielką gitarowa gwiazdę;-). Jednak żeby ćwiczyć musiałam pożyczać gitarę ze szkoly. Rodzice wiedzieli ze bardzo mi się marzy moja własna gitara.
Jakie było moje zdziwienia a jaka radosc kiedy pod choinka znalazlam gitre. MOJA! Własną, blyszczaca, całkiem nowiutka. Całe swieta siedziałam i uderzałam w struny. Minęło już ponad 20 lat a gitara jest dalej ze mną.
Na początku lat 90-tych , mój wujek zabrał mnie na zawody żużlowe. Tak spodobał mi się ten głośny sport, że w domu bawiłam się w podobne zawody. Żużlowcami były kapsle, samochodziki pożyczone od kuzyna lub kawałki patyczków pomalowane na kolory kasków (żółty, biały, niebieski i czerwony) . Rodzice spoglądali na mnie ze zdziwieniem, gdyż mała dziewczynka bawiąca się w żużel to było coś dziwnego w tamtych czasach. Gdy zobaczył to mój chrzestny pojechał do jedynego w mieście sklepu z zabawkami i kupił mi małe plastikowe postacie żużlowe na motorach. I chociaż kółka w tych motorach się nie kręciły, kolory były troszkę wyblakłe to prezent od wujka był strzałem w dziesiątkę. Bawiłam się tymi żużlowcami przez dobre parę lat i do tej pory to wspominam, chodząc na zawody żużlowe mojego kochanego Włókniarza Częstochowa.
Moim wymarzonym prezentem mikołajkowym🎅🏻 było dostać pieska. Moi rodzice nie byli skłonni do takiego prezentu, ponieważ wiedzieli, że jest to duża odpowiedzialność i obowiązek. Za to kupili mi również pięknego, ale białego i pluszowego pieska. Nazwałam go Kokosanka i wszędzie ze mną chodził. Był moim dobrym kumplem🤍. Natomiast moim wymarzonym świątecznym prezentem🎁 pod choinkę🎄 było dostać lalkę Barbie na różowym koniu. Marzenie to się spełniło, bo spełnili je moi dziadkowie❤️. Lalka💖 i piękny koń🐎 do dzisiaj stoją na mojej półce i przypominają mi o magicznym czasie spędzonym z rodziną. Często spoglądam na tą piękną zabawkę. Nigdy wśród prezentów nie mogło zabraknąć pysznych słodyczy i gadżetów elektronicznych, które zawsze przydawały mi się do szkoły czy na uczelnię.
PS Moje marzenie się spełniło i w końcu otrzymałam wymarzonego psa yorka, który wabi się Daisy i jest moim „oczkiem w głowie”.💖🐶💖
Katarina Witt. Jak ja chciałam być łyżwiarką! Tymczasem mieszkałam sobie na malutkiej wiosce, moi rodzice, gdy miałam 10-11 ledwo wiązali koniec z końcem, budowali dom, sami nie byli zbyt sportowi i nie przywiązywali większej uwagi do mojego gadania o łyżwach. Lodowiska nie było. Była sadzawka ale nie wolno mi było tam
Chodzić. No i nie miałam łyżew. Ale miałam zamarznięta kałuże na chodniku przed domem- metr na metr. Wychodziłam tam popołudniem, stawałam na tym skrawku metr na metr. Zamykałam oczy i byłam Katariną! Usiłowałam Zrobić piruet i nie myślec o tym ze mam na nogach zwykle buty a nie łyżwy. I tak prawie codziennie. Potem wracałam do domu, zamykałam drzwi od pokoju i patrzyłam na plakat Katariny❤️❤️❤️. Łyżwy dostałam od mojego męża kilka lat temu i tak spełniło się moje dziecięce marzenie:)
Mój niestety pozostał niespełniony po dziś dzień. Zawsze marzyłam o braciszku. Pisałam do Mikołaja właśnie o to, żeby tym razem nie dostawać zabawek, ale żeby przyniósł mi prawdziwego brata, o którym tak bardzo marzyłam.
Rodzice zawsze utwierdzali mnie w przekonaniu, że przecież mogę napisać do Mikałaja, a jeśli tylko będę grzeczna to spełni moje marzenie. Dlatego zawsze starałam się coraz bardziej, ale z roku na rok traciłam nadzieje na spełnienie tego marzenia, Mikołaj zawsze doceniał mnie fajnymi zabawkami, słodyczami, ale brata nigdy nie przyniósł.
Moim wymarzonym prezentem był sam fakt żeby przyszedł Święty Mikołaj i przyniósł słodycze, lalkę, sanki. Z Racji że było nas siedmioro rodzeństwa w domu Rodzice nie bardzo mogli sobie pozwolić na robienie upominków, dlatego też uczyli nas że pod choinką nie jest najważniejszy prezent. Ale jak wiadomo dla dzieci prezent od Mikołaja jest tym najcudowniejszym, wiec zawsze był ten czas oczekiwania i marzenia że jednak przyjdzie. Pozdrawiam Wszystkich Mikołajkowo 🙂 🙂 🙂
Mikołajkowe marzenie jedno miałam
aby dostać lalkę z Rosji, która chodzi sama.
Marzenie to dziecięce nigdy się nie spełniło.
Ale lalkę taką dostałam, jak już 19 lat miałam.
Ojciec chrzestny z Rosji wrócił i mi taka przywiózł.
Jestem mu za to bardzo wdzięczna.
Nie miałam wymarzonego prezentu , ale bardzo wielką radość sprawiała mi paczka , którą mój tato dostawał dla mnie na święta z zakładu pracy. Było tam pełno słodyczy , gdyż kiedyś nie było tego przez cały rok ,i była jedna pomarańcza . Niezapomniany prezent pod choinkę ,a tą pomarańczą pachniało w całym domu
Gratulujemy wygranej! Prosimy o wiadomość mailową i podanie danych do wysyłki nagrody: redakcja@kobietamag.pl
Moim wymarzonym prezentem zawsze był komputer, dostałam go na 10 urodziny, a że nie należę do najmłodszych to był to commodore 64. Radości nie było końca, graliśmy wspólnie z mamą i tatą. To były piękne chwile, które pomietam do dziś dnia i do dnia dzisiejszego mam ogromny sentyment do tego komputera, przy którym też było kupę śmiechu i nerwów gdy trzeba było szukac malutkiego śrubokręcika, którym ustawialiśmy głowice.