Od frustracji do sukcesu: jak kobiety zmieniają branżę beauty od środka
Niszowe marki kosmetyczne od lat mierzą się z jednym poważnym problemem: brakuje na rynku partnerów produkcyjnych, którzy chcą i potrafią je obsłużyć. Standardowi producenci wymagają wysokich wolumenów, ograniczają możliwości modyfikacji formuł lub zwyczajnie nie są zainteresowani współpracą z markami o niestandardowych pomysłach i wysokich oczekiwaniach wobec jakości. Dla wielu ambitnych projektów wejście na rynek kosmetyczny – i tak już niezwykle konkurencyjny – stało się przez to zadaniem niemal niemożliwym. Dlatego historia, którą dziś opowiadamy, jest wyjątkowa.

Za przełomowym rozwiązaniem tego problemu stoi kobieta, która sama musiała go pokonać – Joanna Ryglewicz, założycielka marki Oio Lab. Kiedy budowała własną linię kosmetyków premium, nie mogła znaleźć producenta gotowego sprostać jej wizji. Zamiast iść na kompromisy, stworzyła własne zaplecze produkcyjne i technologiczne. A gdy okazało się, że inni borykają się z identycznymi wyzwaniami, ta infrastruktura stała się fundamentem nowego przedsięwzięcia – NISHA Manufacturing, producenta kosmetyków private label i receptur na zamówienie.
Co szczególnie warte podkreślenia, firma od początku istnienia jest prowadzona wyłącznie przez kobiety – od ekspertek tworzących formuły w laboratorium, po założycielkę marki i CEO. Ten kobiecy zespół udowadnia, że w technologicznej i wymagającej branży kosmetycznej można łączyć wrażliwość na potrzeby klientów z naukową precyzją i biznesową skalowalnością.
NISHA potrafi dziś łączyć dwa światy: indywidualne podejście, charakterystyczne dla marek rzemieślniczych, z organizacją pracy, technologią i jakością, jakiej oczekuje rynek przemysłowy. To historia, która pokazuje, że innowacja w branży beauty nie zawsze polega na odkrywaniu nowych składników czy trendów. Czasem polega na stworzeniu mostu między tym, co niszowe, a tym, co skalowalne.
Jak to się zaczęło
Każde udane przedsięwzięcie zaczyna się od momentu, w którym ktoś dostrzega potrzebę zmiany. Dla Joanny Ryglewicz nadszedł on w 2015 roku, kiedy po latach pracy z produktami do pielęgnacji skóry i analizowania ich składów doszła do prostego, ale niepokojącego wniosku: zdecydowana większość kosmetyków nie działa tak, jak obiecuje. Branża beauty była pełna kompromisów – produktów, które wyglądały atrakcyjnie, ale miały słabe formuły, niskiej jakości składniki lub były całkowicie oderwane od rzeczywistej wiedzy o funkcjonowaniu skóry.
Joanna przez lata zagłębiała się w naukę o składnikach. Wiedziała, jak każdy ekstrakt, witamina czy olej zachowuje się w różnych warunkach, jak poszczególne formuły oddziałują ze sobą i jak często marketingowe slogany ignorują podstawy chemii. Im więcej się uczyła, tym bardziej widziała, że to, czego szuka – jako konsumentka i jako profesjonalistka – jest na rynku rzadkością.
Zamiast pogodzić się z tym stanem rzeczy, postanowiła stworzyć alternatywę. Tak powstało Oio Lab – marka, która połączyła naukową precyzję z szacunkiem do natury i tradycyjnej wiedzy. Jej produkty powstawały ze starannie wyselekcjonowanych, czystych składników pochodzących z różnych części świata, których skuteczność potwierdzały badania. Celem marki było udowodnienie, że pielęgnacja może być jednocześnie naturalna i zaawansowana – że „clean beauty” nie musi oznaczać braku skuteczności, a „naukowo potwierdzony” nie musi kojarzyć się z syntetykami i bezosobowością.
Budowanie takiej marki było czymś więcej niż ćwiczeniem marketingowym – była to szkoła praktycznego rozwiązywania problemów. Joanna wraz ze swoim niewielkim jeszcze zespołem miesiącami eksperymentowała z aktywnymi składnikami i teksturami, testując dziesiątki prototypów w poszukiwaniu idealnej równowagi między skutecznością a czystością formuły. Nawiązała współpracę z zaufanymi dostawcami z całego świata, weryfikowała ich dane i stworzyła wewnętrzne standardy jakości, które znacznie wykraczały poza wymagania prawne.
Wysiłek się opłacił. W ciągu kilku lat serum i kremy Oio Lab pojawiły się w najlepszych sklepach i concept storach w Europie i USA. Marka została wielokrotnie wyróżniona przez Vogue i Elle oraz włączona do oferty prestiżowych międzynarodowych detalistów, m.in. Beauty Heroes Niche Beauty oraz Sephora Poland. Jednak za tym sukcesem – jak za każdą historią kobiety sukcesu – kryła się jeszcze inna opowieść: o wytrwałości, eksperymentowaniu i głębokim zrozumieniu branży, która zbyt często stawia formę nad treścią. O determinacji, by nie iść na kompromisy i nie rezygnować z własnej wizji.
Oio Lab stworzyło bowiem coś więcej niż tylko kosmetyki. Ujawniło strukturalny problem w samej branży beauty. Proces opracowania, sformułowania i produkowania skutecznych kosmetyków był dla małych lub rozwijających się marek skomplikowany, rozproszony i trudno dostępny. Jak później zauważyła Joanna, zbudowała nie tylko linię kosmetyków, lecz także całą wewnętrzną infrastrukturę, której wielu innych założycieli marek bardzo potrzebowało – i której nie mogli znaleźć na rynku.
To właśnie to odkrycie doprowadziło do kolejnego rozdziału tej historii – przekształcenia prywatnej frustracji w globalną szansę biznesową.
Luka, której nikt wcześniej nie wypełnił
Zbudowanie marki kosmetycznej kojarzy się kreatywną pracą, pełną ciekawych wyzwań ze świata marketingu i brandingu. Mało kto zwraca uwagę na fakt, że za każdym estetycznym opakowaniem i przemyślaną etykietą kryje się skomplikowany proces technologiczny, formalny i organizacyjny. Dla Joanny Ryglewicz i jej zespołu z Oio Lab pierwsze lata działalności oznaczały nieustanne poszukiwanie odpowiedzi na dziesiątki praktycznych pytań: jak stworzyć formułę, która naprawdę działa? Jak przeprowadzić testy i zapewnić zgodność z regulacjami na różnych rynkach? Jak zorganizować proces produkcji, by zachować pełną kontrolę nad jakością i spójnością kosmetyku?
Każdy z tych etapów wymagał specjalistycznej wiedzy, doświadczenia i zaplecza technicznego, którym młoda, niezależna marka po prostu nie dysponowała. Współpraca z dużymi zakładami produkcyjnymi okazywała się niemożliwa – ich model biznesowy był dostosowany do masowych klientów, wymagających wysokich wolumenów i niskich kosztów jednostkowych. Z kolei mniejsze laboratoria, które przyjmowały zamówienia na krótsze serie, często nie posiadały odpowiedniego zaplecza technologicznego ani kompetencji, by pracować z nowoczesnymi surowcami i skomplikowanymi recepturami.
Oio Lab znalazło się więc w sytuacji, którą z autopsji znało wiele innych ambitnych marek niszowych – zbyt małych by współpracować z przemysłem i zbyt wymagających, by mogli je obsłużyć mniejsi partnerzy. Dla większości z nich taka bariera kończyła się rezygnacją z własnych pomysłów lub drastycznym uproszczeniem wizji produktu. Dla Joanny była to jednak motywacja do działania.
Zamiast iść na kompromisy, postanowiła stworzyć to, czego sama nie mogła znaleźć. Krok po kroku zbudowała niewielki, ale wysoce wyspecjalizowany, w pełni kobiecy zespół technolożek, chemiczek i ekspertek ds. regulacji. Zainwestowała w nowoczesny, kompaktowy park maszynowy, który pozwalał na prowadzenie produkcji w kontrolowanych warunkach, a jednocześnie zapewniał elastyczność typową dla mniejszych serii. Własne laboratorium stało się centrum badań i rozwoju – miejscem, w którym powstawały formulacje oraz innowacyjne rozwiązania pozwalające na wykorzystanie unikatowych składników.
Kluczowym elementem tego procesu było stworzenie wewnętrznej bazy wiedzy o surowcach. Oio Lab gromadziło dane o składnikach pochodzących z całego świata – od europejskich farm roślinnych po odległe regiony Azji i Ameryki Południowej. Każdy składnik był testowany pod kątem skuteczności, bezpieczeństwa i stabilności, a relacje z dostawcami opierały się na transparentności i wspólnym rozumieniu jakości.
Ta inwestycja w kompetencje i wiedzę okazała się przełomowa. Oio Lab uzyskało pełną kontrolę nad formułami i procesem produkcji, mogło testować i udoskonalać produkty bez pośredników, a przede wszystkim – zachować spójność z własnymi wartościami.
W ten sposób, marka stworzyła coś więcej niż tylko własne produkty. Stworzyła system, który umożliwiał opracowanie i wytwarzanie kosmetyków o najwyższym poziomie jakości – nawet przy mniejszych wolumenach. System, który – jak się później okazało – był brakującym ogniwem w całej branży beauty.
To właśnie ta luka i doświadczenie w jej przezwyciężeniu stały się fundamentem kolejnego kroku. Z wiedzy, pasji i procesów Oio Lab miało wkrótce narodzić się coś nowego – projekt, który daje niszowym markom możliwość współpracy z partnerem produkcyjnym, jakiego potrzebują.
Przekuwając własne doświadczenie w nowy modelu współpracy
Kiedy Oio Lab zdobyło uznanie wśród klientów i mediów, a produkty marki trafiły na rynki europejskie, azjatyckie i północnoamerykańskie, Joanna Ryglewicz osiągnęła coś więcej niż komercyjny sukces. Zyskała dogłębną wiedzę o tym, jak naprawdę działa branża kosmetyczna – od badań nad składnikami, przez projektowanie formuł, po procesy certyfikacji i produkcji. I zrozumiała coś, co stało się inspiracją dla nowego projektu biznesowego: że inni mierzą się dokładnie z tymi samym wyzwaniami, z którymi ona musiała mierzyć się na początku swojej drogi.
Coraz częściej kontaktowały się z nią inne założycielki i założyciele marek, którzy próbowali stworzyć własne produkty premium, ale nie mogli znaleźć producenta gotowego potraktować ich pomysły poważnie. Pytali, kto wytwarza kosmetyki Oio Lab, jak udało się osiągnąć taką jakość, jak wyglądał proces współpracy. Odpowiedź zaskakiwała: marka produkowała wszystko samodzielnie. I właśnie w tym pytaniu – powtarzanym przez wielu – pojawiła się nowa idea.
Joanna zdała sobie sprawę, że stworzyła coś, czego od lat brakowało na rynku. Infrastruktura, zespół technologiczny, baza surowców i systemy kontroli jakości, które powstały na potrzeby jednej marki, mogły teraz służyć innym. Tak narodził się pomysł na NISHA Manufacturing – producenta kosmetyków private label i receptur na zamówienie, który miał stać się tym, czego Joanna sama nie mogła znaleźć wiele lat wcześniej.

Zespół firmy NISHA
NISHA od początku przyjęła zupełnie inne podejście niż typowi wytwórcy kontraktowi. Nie była kolejną fabryką kosmetyków, lecz partnerem strategicznym dla marek premium, który łączył dwa z pozoru sprzeczne światy: indywidualne podejście i skalowalność procesów przemysłowych. Każdy projekt zaczynał się od rozmowy o wizji, wartościach i charakterze przyszłej marki, a dopiero potem przechodził w fazę technologii i produkcji.
W praktyce oznaczało to elastyczne podejście do receptur, krótsze serie, ale też zaawansowane standardy jakości, ścisłą kontrolę nad składnikami i pełną transparentność procesów. NISHA wykorzystywała surowce o potwierdzonej skuteczności, prowadziła testy stabilności we własnym laboratorium, a także współpracowała z zaufanymi dostawcami opakowań i komponentów.
W ciągu kilku lat z usług NISHA zaczęły korzystać marki z różnych części świata – m.in. z Niemiec, Holandii, Wielkiej Brytanii, Stanów Zjednoczonych i oczywiście Polski. Wszystkie łączyła jedna cecha: ambicja tworzenia produktów wyjątkowych, które mogą konkurować z największymi graczami branży nie dzięki budżetom marketingowym, ale dzięki jakości i autentyczności.
Dziś NISHA Manufacturing jest przykładem tego, że w branży kosmetycznej można łączyć rzemieślniczy charakter z przemysłową efektywnością. To dowód na to, że marka, która powstała z pasji i potrzeby rozwiązania własnych problemów, może stać się pomostem dla innych – dając im dostęp do infrastruktury, wiedzy i standardów, które wcześniej były zarezerwowane wyłącznie dla korporacji.
To nie tylko historia jednej firmy. To sygnał, że rynek się zmienia – i że małe, świadome marki wreszcie mogą rozwijać się na swoich zasadach, bez kompromisów.
Lekcja dla całej branży – indywidualność staje się skalowalna
Przez lata w branży kosmetycznej panowało przekonanie, że małe i średnie marki muszą wybierać: albo postawić na oryginalność i tworzyć niewielkie, rzemieślnicze serie, albo zrezygnować z części swojej wizji, by dopasować się do wymagań przemysłowej produkcji. To był kompromis, który hamował rozwój wielu innowacyjnych pomysłów i sprawiał, że rynek wypełniały produkty podobne do siebie – bez miejsca na autentyczność.
Historia Oio Lab i NISHA Manufacturing udowadnia, że kompromis ten przestaje być koniecznością. Pokazuje, że możliwe jest połączenie pasji i indywidualności z efektywnością procesów i rygorem jakości, jaki do tej pory był zarezerwowany dla globalnych koncernów. To sygnał, że branża dojrzewa i że rośnie zapotrzebowanie na partnerów produkcyjnych nowego typu – takich, którzy potrafią zrozumieć DNA marki, a nie tylko jej brief technologiczny.
Z perspektywy rynku oznacza to coś więcej niż tylko pojawienie się kolejnego gracza. To dowód, że struktura sektora produkcji kontraktowej staje się bardziej inkluzywna i elastyczna. Wysokiej jakości formuły, transparentne łańcuchy dostaw, zrównoważone surowce czy testy skuteczności nie są już przywilejem dużych budżetów. Stają się dostępne również dla marek, które chcą działać mądrzej – niekoniecznie na większą skalę, ale oferując większą wartość.
Ta zmiana widoczna jest również w sposobie współpracy. Gdy producent rozumie, jak powstaje marka i jakie znaczenie mają decyzje podejmowane na każdym etapie – od koncepcji po recepturę – przestaje być tylko wykonawcą usług. Staje się współtwórcą wartości produktu. To podejście przekłada się nie tylko na wyższą jakość, ale też na bardziej stabilny, etyczny i przejrzysty model współpracy w całym łańcuchu dostaw.
Dla wielu marek niszowych to nowa perspektywa i realna szansa na rozwój. Dla branży – znak, że kierunek przyszłości nie polega na dalszej masowości, ale na inteligentnym scaleniu technologii, rzemiosła i indywidualności.
Bo w świecie, w którym coraz więcej konsumentów szuka autentyczności, to właśnie ci, którzy potrafią łączyć skalę z charakterem, będą kształtować przyszłość kosmetyków.
