Kosmetyk do higieny intymnej – wróg czy przyjaciel?
Na początek moczymy w gorącej wodzie z płynem o zapachu mijającego lata i garścią mydlanych płatków. Na koniec przysypujemy pudrem, utrwalamy pachnącym sprayem i zabezpieczamy wkładką, czyli – nadmiar higieny jako prosty przepis na infekcję intymną.
Nic tak nie relaksuje po stresującym, pełnym napięcia dniu, jak odprężająca kąpiel, która koi zmysły i rozbudza wyobraźnię. Piana i aromatyczne dodatki przypominające zapach tropików – w takich warunkach nietrudno przywołać wakacyjny klimat i przenieść się z powrotem na piaszczyste wybrzeże. Oczywiście dbamy w równym stopniu o każdą część ciała, nie zapominając o tej najintymniejszej. Specjalny żel, intymny dezodorant, perfumowane chusteczki, papier toaletowy o nutą bzu i ultracienkie wkładki „z powiewem delikatnego, orzeźwiającego zapachu”. Brzmi znajomo?
Umiar – najlepszy kosmetyk
Tymczasem, trudno oszacować, co szkodzi bardziej – niedostateczna czy nadmierna higiena miejsc intymnych. Obydwie mogą mieć negatywne skutki dla zdrowia, bo też obydwie – zmieniają na niekorzyść naturalną florę bakteryjną organizmu. Skutkiem zarówno jednej jak i drugiej jest więc zachwianie wewnętrznej równowagi. O ile niewystarczająca higiena przyczynia się do namnażania chorobotwórczych bakterii, nadmierna – do wypłukiwania i wyjałowienia ekosystemu pochwy.
Jak można się domyślić – obydwa działania osłabiają naturalne mechanizmy obronne organizmu. W pierwszym przypadku dobre bakterie nie są w stanie poradzić sobie z rosnącą liczbą tych niepożądanych, w drugim – dobrych po prostu brakuje. Nadmiar higieny prędzej więc niż na piaszczyste wybrzeże przeniesie nas do … gabinetu ginekologa.
Umiar? Bez przesady!
Nie przesadzajmy też jednak – z umiarem. Ograniczanie się podczas pielęgnacji miejsc intymnych do zwykłego mydła wcale nie ograniczy ryzyka infekcji, a wręcz przeciwnie – znacznie je powiększy. Mydło może nie tylko powodować podrażnienia, ale też zmienia na niekorzyść naturalny odczyn flory bakteryjnej. Miejsca intymne powinny być więc pielęgnowane wyłącznie środkami do tego przeznaczonymi – o tzw. neutralnym pH oraz o działaniu hipoalergicznym. Nie muszą one rzecz jasna być zupełnie pozbawione zapachu. Warto jednak w pierwszej kolejności zwrócić uwagę na ich zawartość, nie aromat: obecność alantoiny lub pantenolu, kwasu mlekowego oraz przeciwzapalnych wyciągów z roślin – rozmarynu, kory dębu czy tymianku. Dlatego warto również prewencyjnie stosować probiotyki ginekologiczne (np. Lactovaginal), które utrzymują florę intymną w równowadze, a w razie konieczności – wyrównują poziom brakujących elementów.
Jak zauważają twórcy kampanii „Kobiecość niejedno ma imię”: – Nie ma powodu, by rezygnować z chwili rozkoszy dla ciała podczas kąpieli, ale warto pamiętać o tym, że miejsca intymne wymagają osobnej, niekoniecznie „egzotycznej” pielęgnacji i troski. Dlatego też starajmy się nie przesadzać z kosmetykami, które osłabiają naturalne mechanizmy obronne organizmu. Pamiętajmy – zadbana kobiecość to siła, która broni się sama – dodają.
Kampania „Kobiecość niejedno ma imię” ma zachęcić kobiety do prowadzenia otwartego dialogu –próbuje nauczyć je mówienia o swojej „kobiecości” wprost. Umiejętność nazywania swoich części intymnych, rozmowa i dzielenie się doświadczeniami z kobietami, mającymi podobne wątpliwości pozwoli poznać, zaakceptować, i w pełni przeżywać swoją własną seksualność. Kobiecosc.info to szereg przydatnych, praktycznych informacji na temat zdrowia intymnego oraz wiele cennych wskazówek, dotyczących intymności – także w jej aspekcie psychologicznym.
Więcej informacji można znaleźć na stronie: www.kobiecosc.info