Dark tourism – oryginalna forma podróżowania czy wyraz braku empatii zblazowanych wycieczkowiczów?
Porzucone, zrujnowane domy zastępujące okazałe zabytki. Pola bitew i zgliszcza wybrzeży po przejściu tsunami zamiast złotych plaż. Więzienia lub bunkry wpisane w plan wycieczki na pozycjach, które zwykle zajmują luksusowe hotele… Podobne zależności to norma dla dark tourismu. Jakie „atrakcje” zapewnia ta forma podróżowania? Oferta może Was zaskoczyć.
Świat jest tak pełny miejsc wartych zobaczenia, że nawet bardzo aktywni turyści mają problem z odhaczeniem wszystkich upragnionych destynacji na swoich prywatnych listach. Mimo to wciąż znajdują się malkontenci, którzy uważają, że wszystko już widzieli i odczuwają znużenie zwyczajnym zwiedzaniem zabytków. Właśnie z myślą o nich i o poszukiwaczach mocnych wrażeń stworzono dark tourism. Jakie możliwości oferuje ten sposób podróżowania i jak właściwie powinniśmy do niego podchodzić?
Dark tourism – oryginalna forma podróżowania czy wyraz braku empatii zblazowanych wycieczkowiczów?
Dark tourism (nazywany także black tourismem i tanatoturystyką) to dosłownie „mroczna turystyka”. Polega na odwiedzaniu miejsc, w których wydarzyła się jakaś katastrofa czy zbrodnia i gdzie zginęli ludzie. Do niedawna ta specyficzna forma poznawania świata i historii ograniczała się do wizyt w obozach koncentracyjnych, zwiedzania lochów, zamkowych więzień, sal tortur czy bunkrów. Dziś organizatorzy wycieczek idą znacznie dalej, zapraszając turystów do miast-duchów, wielkich opuszczonych fabryk, miejsc tajnych egzekucji, nawiedzonych domów, ponurych grobowców czy do dawnych siedzib sekt i seryjnych morderców. Jakie „atrakcje” proponują?
Wycieczka do Czarnobyla
Na szczycie listy ekstremalnych wyjazdów znajduje się oczywiście wycieczka do Czarnobyla. Punkt obowiązkowy to miasteczko Prypeć ze słynnym Mostem Śmierci z widokiem na reaktor (to z niego mieszkańcy obserwowali miejsce katastrofy, narażając się nieświadomie na radioaktywny opad), opuszczony wesołym miasteczkiem otwartym w dniu wybuchu reaktora i mnóstwem opustoszałych budynków, takich jak bloki mieszkalne, przedszkola, szkoły czy szpitale. Bardziej odważni udają się także na teren elektrowni z czterema reaktorami, z których największym zainteresowaniem cieszy się rzecz jasna numer 4. Większości wystarczy obejrzenie budynku z zewnątrz i upamiętnienie tego faktu na zdjęciach. Spragnieni wrażeń podróżnicy mogą jednak także dopłacić za wejście do środka, z tymże jest to zarezerwowane dla małych grup i ograniczone czasowo do kilku minut.
Czy taka wycieczka jest niebezpieczna? Na to pytanie trudno odpowiedzieć nawet naukowcom. Z jednej strony organizują je biura podróży, a ludzi oprowadzają przewodnicy, którzy robią to od dawna i zawsze są zaopatrzeni w liczniki Geigera. Z drugiej turystów poucza się, by niczego nie dotykali, nigdzie nie siadali, nie jedli ani nie pili w miejscu katastrofy. Decyzja należy do Was.
W roli ofiary
Turyści kochający eksperymentować z mocnymi wrażeniami mogą udać się do łotewskiego miasta Lipawa i przenocować w „hotelu” ulokowanym w dawnym więzieniu Karosta. Czekają tam na nich atrakcje, takie jak spanie w celach czy czołganie się po placu. Można też stanąć pod murem i spojrzeć prosto w lufę karabinu. Mocne przeżycia gwarantowane…
Podobne projekty? Biura oferują nocleg na pryczy w opuszczonym gułagu na Wyspach Sołowieckich, rejsy imitacjami Titanica, zwiedzanie wielkomiejskich slumsów, domów na cmentarzach w Egipcie czy katakumb w Paryżu oraz wycieczkę po London Dungeon śladami Kuby Rozpruwacza z lokacjami, w których poznawał i mordował swoje ofiary. W słynnym plastinarium dr. Günthera von Hagensa można zaś podziwiać instalacje ze… spreparowanych ciał ludzi.
Ostatnie chwile wielkich gwiazd
Kolejny projekt dark tourism, który cieszy się ostatnio coraz większą popularnością to odwiedzanie miejsc z ostatnich chwil życia wielkich gwiazd. Pokój w domu Marilyn Monroe, hotelowy apartament, w którym zmarła Whitney Houston, pomieszczenie „świadkujące” śmierci Michaela Jacksona… Większość takich miejsc udostępnia się turystom już w kilka dni po odejściu sław, pozostawiając je – najlepiej – niemal niezmienionym stanie. Realizm i świadomość, że być może gdzieś błąka się jeszcze duch idola dla wielu turystów są prawdziwie elektryzujące.
Miejsca nawiedzane przez duchy
A skoro już o duchach mowa… kolejnym punktem na liście tanatoturystyki są nawiedzone domy, zamki i lasy. Obowiązkowy punkt to „najbardziej nawiedzony dom świata” – w New Haven, w stanie Connecticut. Zarówno właścicielka, jak i spece od zjawisk paranormalnych potwierdzili w nim obecność zagubionych dusz, a także istnienie tzw. „zimnych miejsc” rzekomo wskazujących na obecność istot pozaziemskich. Chętnie odwiedzany jest dawny dom Ernesta Hemingwaya – ponoć do dziś można ujrzeć w nim postać samego pisarza, stojącą w starej pracowni. Turyści zaglądają również do rezydencji Jamesa Audubana, którego duch podobno od lat pilnuje skarbu ukrytego gdzieś w piwnicach czy do willi seryjnej morderczyni, Delphine Lalaurie w Nowym Orleanie. Ciekawostką jest fakt, że dom kupił niegdyś aktor Nicolas Cage, ale mieszkając w nim popadł w ogromne tarapaty finansowe i wreszcie zdecydował się do odsprzedać.
Fani starego horroru „Blair Witch Project” chętnie wyjeżdżają natomiast do nawiedzonych lasów. Szczególnie złą reputację ma japońska puszcza Aokigahara, porastająca zastygłą lawę. Nazywana morzem drzew jest tak gęstym i mrocznym borem, że spacer pomiędzy drzewami przyprawia o lodowaty dreszcz. I to nie tylko dlatego, że las upodobali sobie samobójcy (szacuje się, że od 1950 roku „pochłonął” już ponad 500 nieszczęśników). Na liście jest też meksykańska Wyspa Lalek czy niemiecki Czarny Las, w którym niegdyś skrywały się czarownice i zbójnicy.
Dark tourism w Polsce
Miłośnicy ekstremalnej turystyki znajdą ciekawe destynacje także w Polsce. Na mapie powinni zaznaczyć sobie choćby mroczną Kaplicę Czaszek w Kudowie-Zdroju, której wnętrze wypełnia 30 tysięcy ludzkich kości. Ponadto mogą udać się do zagadkowego lasu w Witkowicach, gdzie w 2001 roku dziewięciu studentów dosłownie rozpłynęło się w powietrzu. Innych zaciekawi nawiedzony dom na Ursynowie, opuszczony radziecki szpital w Legnicy oraz piramidalny grobowiec tragicznie zmarłej rodziny barona Friedricha von Fahrenheida w Rapie. A to jeszcze nie koniec. Na listach miłośników adrenaliny jest również wrocławski Mostek Pokutnic, Zamek Grodno czy nawiedzona przez ducha chłopca willa przy ul. Witebskiej w Bydgoszczy.
W przypadku dark tourismu rozważyć należy oczywiście moralne aspekty takich form zwiedzania. Niektóre z tych wycieczek wyrastają z naturalnych dla ludzkości i kontynuowanych przez wieki praktyk, takich jak pielgrzymki do miejsc kultu, ale także kaźni czy śmierci. Inne wydają się nieco wypaczonymi inicjatywami, sięgającymi za daleko. Tak jak w wielu podobnych przypadkach kwestia oceny zależy już od samego turysty i to przede wszystkim on winien zważać, by nie przekroczyć granicy dobrego smaku. Wielu beztroskim vagabondom zdarza się to przecież i podczas zwykłych wycieczek.