Bridget Jones 4 – premiery pełne nostalgii – Zellweger i Grant w kultowych kreacjach
Uwaga, uwaga: Bridget Jones znów namieszała – i to już oficjalnie! 27 stycznia 2025 roku w Paryżu odbyła się uroczysta premiera „Bridget Jones: Szalejąc za facetem” (bo tak właśnie brzmi tytuł najnowszej, czwartej części przygód naszej filmowej niezdary). Na czerwonym dywanie pojawiły się gwiazdy, w tym oczywiście Renée Zellweger (czy ktoś inny mógłby się wcielić w Bridget?), Hugh Grant oraz kilkoro nowych przystojniaków, którzy – jak wieść gminna niesie – nieźle namieszają w życiu pani Jones. Szykujcie się na istny emocjonalny rollercoaster!
Szybkie przypomnienie przeszłości (dla zapominalskich)
- „Dziennik Bridget Jones” (2001) – tutaj nasza kochana Bridget dała się poznać światu jako najbardziej roztrzepana, przezabawna i autoironiczna singielka w historii kina. Całość zaczęła się od bestsellerowej powieści Helen Fielding o trzydziestoparoletniej Brytyjce, która – no cóż – ma pecha w miłości, jest królową gaf towarzyskich, a do tego maniakalnie walczy z kilkoma (czy aby na pewno kilkoma?) dodatkowymi kilogramami.
- „Bridget Jones: W pogoni za rozumem” (2004) – Kontynuacja, w której Bridget próbuje ustabilizować życie u boku cudownego (ale sztywnawego) Marka Darcy’ego (Colin Firth). Oczywiście nic nie idzie zgodnie z planem, a w pobliżu wciąż kręci się charyzmatyczny Daniel Cleaver (Hugh Grant), czyli facet, którego lepiej trzymać na dystans… ale przecież ta kobieta uwielbia kłopoty!
- „Bridget Jones’s Baby” (2016) – Po latach przerwy nasza bohaterka wraca z kolejną bombą. I to dosłownie – bo okazuje się, że Bridget jest w ciąży! Kwestia tylko, kto jest ojcem? Darcy, a może nowy (przystojny, rzecz jasna) Jack Qwant (Patrick Dempsey)? Bridget w formie, problemy w formie, my oglądamy z zapartym tchem.
Czas na czwartą odsłonę!
A teraz, moi drodzy (i drogie!), najnowsze „Bridget Jones: Szalejąc za facetem” już oficjalnie zadebiutowało w Paryżu! Bridget jest dojrzalsza (ale czy na pewno?), wciąż przezabawna i… no cóż, nie byłaby sobą, gdyby nie wpadła w wir kolejnych sercowych turbulencji. Z tego, co przebąkują krytycy i pierwsze szczęściary, które miały już okazję zobaczyć film, czeka nas:
- Wielka dawka typowego humoru w stylu Bridget – Zdecydowanie będzie z czego się śmiać i przy czym wzruszyć.
- Nowe twarze (i… stare miłości?) – plotki głoszą, że Hugh Grant będzie się przewijał.
- Mnóstwo życiowych gaf i wpadek – Bo Bridget + wysokie obcasy + elegancka kolacja dla ważnych gości = jakieś nieszczęście wisi w powietrzu.
- Zaskakujące zwroty akcji – Nasza bohaterka miała już przygodę z macierzyństwem, więc czas na kolejne wyzwania, które sprawią, że złapiecie się za głowę i pomyślicie: „No nie, tego się po Bridget nie spodziewałam!”
Stylowa podróż w czasie! Hugh Grant i Renée Zellweger odtworzyli swoje kultowe looki
Zaskoczeniem premiery paryskiej okazał się występ Hugh Granta i Renée Zellweger, którzy postanowili wskrzesić swoje legendarne kreacje sprzed niemal ćwierć wieku, kiedy to po raz pierwszy promowali „Dziennik Bridget Jones”. Renée pojawiła się w eleganckiej, czarnej sukni z koronkowymi wstawkami, a Grant – w typowym dla siebie stylu – przywdział czarny garnitur i białą koszulę z nonszalancko odpiętym kołnierzykiem. Ten drobny detal sprawił, że fani natychmiast przypomnieli sobie pamiętne zdjęcia z 2001 roku.
Podobno klimat londyńskiej premiery był także magiczny: eleganckie kreacje, czerwony dywan, a w centrum uwagi Bridget – w pięknej wieczorowej, eleganckiej sukni i niezmieniający swego looku bon vivanta Hugh Grant.
Renée Zellweger zachwyciła na londyńskiej premierze Bridget Jones, pojawiając się na czerwonym dywanie w olśniewającej sukni haute couture Pierre Balmain z kolekcji jesień-zima 2000. Misternie skrojona, w odcieniach malinowej i pudrowej róży, kreacja doskonale oddaje dziedzictwo domu mody oraz kunszt jego rzemiosła.
Renée Zellweger znów zachwyciła poczuciem humoru i dystansem do siebie – na ściance nie szczędziła uśmiechów i drobnych żarcików. Słowem, było tak, jak się spodziewałyśmy: ciepło, zabawnie i z lekkim „bridgetowskim” bałaganem w tle.
Czego możecie się spodziewać w kinie?
Zapewne szalonej mieszanki romantycznych uniesień, dramatu à la „O rany, znowu w to wdepnęłam” oraz naszej nieco roztrzepanej, ale tak bliskiej sercu Bridget. Jedno jest pewne: ta kobieta potrafi pakować się w kłopoty z wdziękiem baletnicy… w średnio stabilnych baletkach.
Czy będziecie się wzruszać? Pewnie. Śmiać? Bezapelacyjnie! Zwłaszcza gdy zobaczycie wszystkie te sceny, które sprawią, że pomyślicie: „O matko, brzmi jak opis mojego własnego życia!”
Dlaczego warto ruszyć do kina?
- Bridget jest naszą bohaterką od lat – Wychowałyśmy się na niej (no dobrze, może „wychowałyśmy” to zbyt mocne słowo, ale wiecie, o co chodzi!), a każda z jej wpadek przypomina nam, że doskonałość jest przereklamowana.
- Potrzebujemy śmiechu – Zwłaszcza w dzisiejszych czasach, kiedy przyda się kilka godzin zupełnego oderwania od rzeczywistości. Bridget zapewni nam to z nawiązką.
- Kino to świetna opcja na babski wypad – Złapcie przyjaciółki, siostry, mamy czy nawet teściowe (dlaczego nie?) i idźcie się wspólnie pośmiać.
- Filmowa rozrywka najwyższych lotów – Wielkie nazwiska, rewelacyjna reżyseria i sceny, po których będziecie sobie nawzajem szeptać: „Czy to właśnie się stało?!”
Kiedy, gdzie, jak?
Światowa premiera z udziałem gwiazd w Paryżu i Londynie już za nami. Kinowa premiera (światowa i polska) odbędzie się 14 lutego, w Walentynki. Zatem bądźcie czujne – sprawdzajcie repertuary kin, rezerwujcie bilety i zaczynajcie planować „Bridget-wieczór”: może lampka wina (albo cały kieliszek… no dobra, może dwa), ulubione przekąski i przynajmniej jedna bliska dusza, z którą powzdychacie i pośmiejecie się do ekranu.
No to co, kochane? Rzućcie wszystko i szykujcie się na spotkanie z Bridget Jones w nowej, odjazdowej odsłonie! Przygoda czeka, a my – fanki Bridget – nie możemy się już doczekać, żeby znów wejść w jej poplątany, prześmieszny i pełen miłości świat. Oby każda z nas, tak jak Bridget, zawsze potrafiła podnieść głowę po (kolejnej) życiowej wpadce i powiedzieć: „Ej, życie jest piękne, choćby nie wiem co!”
Ahoj, Bridget – witaj ponownie na naszych ekranach! I tym razem zaskocz nas tak, jak tylko ty potrafisz.