Czemu nie daję kieszonkowego dziecku?
Nie szczepię, uczę w domu, nie daję kieszonkowego – te trzy stwierdzenia rozpalają chyba najwięcej rodzicielskich dyskusji. Pod dwoma pierwszymi podpisać się nie mogę, ale trzeci popieram, bo dawanie kieszonkowego może przynieść więcej szkody niż pożytku.
Nie szczepię, uczę w domu, nie daję kieszonkowego – te trzy stwierdzenia rozpalają chyba najwięcej rodzicielskich dyskusji. Pod dwoma pierwszymi podpisać się nie mogę, ale trzeci popieram, bo dawanie kieszonkowego może przynieść więcej szkody niż pożytku.
Pieniądze się zarabia, a nie dostaje
Jak świat światem, żeby mieć pieniądze, trzeba na nie zapracować, a dawanie kieszonkowego przewraca tę oczywistość do góry nogami. Nie mam nic przeciwko temu, żeby realizować drobne zachcianki dziecka, ale nie chcę wpajać mu wrażenia, że pieniądz to coś, co mu się należy. Rzeczywistość jest znacznie bardziej skomplikowana, o czym malec prędzej czy później się przekona, a dzięki temu pierwsze zarobione kieszonkowe doceni jeszcze bardziej.
Nie chcę wychować materialisty
Czy tego chcemy czy nie, życie naszych dzieci w ogromnej mierze kręci się wokół gadżetów i zabawek. Nawet jeśli sami staramy się z tym walczyć, zawsze znajdą się rodzice bardziej pobłażliwi, którzy nie mają nic przeciwko przynoszenia zabawek do szkoły. W tej sytuacji kieszonkowe często służy kupowaniu różnych, zwykle zupełnie niepotrzebnych gadżetów, a jak wiadomo, apetyt rośnie w miarę jedzenia.
Kieszonkowe może sprawić, że dziecko zacznie postrzegać siebie innych nie przez pryzmat ogólnej ”fajności”, ale rzeczy, które o niej stanowią. W spełnianiu zachcianek dziecka nie ma niczego złego, ale robienie tego bezkrytycznie i bez kontroli przyniesie tylko szkody.
Nie chcę nagradzać za obowiązki
Zwolennicy kieszonkowego często tłumaczą się tym, że ich dzieci dostają pieniądze w zamian za wykonywanie obowiązków domowych. Sęk w tym, że gdy maluchy dorosną, nikt nie będzie im płacił za wynoszenie śmieci czy mycie podłóg, chyba że trafią do branży sanitarnej. Dawanie kieszonkowego w zamian za prace domowe nie uczy dbałości o porządek jako taki, ale o gratyfikację, która z niego wynika, a to prosty sposób na wychowanie bałaganiarza.
Pieniądze nie powinny być motywacją do nauki
Kolejny uzasadnieniem dla kieszonkowego są dobre wyniki w nauce – w końcu za każdą zapracowaną w szkole piątkę należy się nagroda. Otóż niekoniecznie za każdą, a nagroda nie zawsze musi być materialna.
Po pierwsze, nasze dzieci nie uczą się dla nas, ani tym bardziej dla pieniędzy, tylko dla samych siebie. Wiedza, którą zdobędą zadecyduje o tym, jak będzie wyglądać ich życie i warto im to uświadomić. Oczywiście, za sumienność i osiągnięcia nie tylko należy, ale wręcz trzeba chwalić, bo nic tak nie motywuje dziecka, jak duma rodzica. Prezent za świadectwo z paskiem będzie dodatkowym powodem do radości – w pełni to popieram. Ale uzależnianie kieszonkowego od wyników w nauce uważam za niemądre i wręcz krzywdzące dla dziecka.
Kieszonkowe to nie jedyny sposób na naukę odpowiedzialności
Jednym z podstawowych zadań rodziców jest przygotowanie dzieci do dorosłości, której integralną częścią są pieniądze. Wydawanie, oszczędzanie, zarabianie – dziecko powinno znać i odróżniać te pojęcia. Warto też stopniowo przekazywać mu wiedzę praktyczną o tym, czym są banki, do czego mogą się przydać i że nie warto trzymać pieniędzy w skarpecie.
Uczenie tego wszystkiego nie wymaga dawania kieszonkowego, a przynajmniej nie w najpopularniejszej formie comiesięcznych czy cotygodniowych „wypłat”. Warto zachęcać dziecko do oszczędzania na wymarzoną zabawkę i dawać mu drobne kwoty w tym celu, a gdy będzie większe, założyć mu konto i wpłacać co miesiąc niewielką kwotę. O finansach trudno uczyć bez pieniędzy, ale można to robić bez kieszonkowego.
Kiedy zmienić zdanie?
Wspomniane rozważania trzeba oczywiście czytać przez pryzmat tego, jakie jest nasze dziecko. Początkowa niechęć do dawania kieszonkowego z czasem może zniknąć. Nasz maluch w końcu stanie się nastolatkiem, który ma ochotę na spontaniczny wypad ze znajomymi po szkole i wtedy ciągłe proszenie o pieniądze będzie zwyczajnie niepraktyczne. Poza tym, to najlepszy sposób na sprawdzenie, czy potrafi wdrożyć w życie finansową wiedzę, którą zdobył do tej pory. Niezależnie od tego, czy zechcemy dawać kieszonkowe lub z tego zrezygnować, ostatecznym argumentem przy podejmowaniu decyzji powinno być dobro dziecka.
Artykuł przygotowany we współpracy z Magazynem Pani Domu.